piątek, 23 sierpnia 2013

XXXVIII „Kim on jest?”

Dużo, dużo zmian :)
ale mam nadzieje, że ten rozdział się wam spodoba <33
komentarze mile widziane :)



  - Clary - powiedział jej ktoś do ucha.
           Nie otworzyła oczu, nie wiedziała co się właśnie stało. Wracali z Masonem i tym śmierciożercą z powrotem do środka i wtedy...
  - Clary, otwórz oczy - powiedział Alan.
           No tak. Alan. A on mu na to pozwolił? Mason objął ją bardzo mocno, przykrył jej oczy dłonią i wtedy... Ah. Nie może sobie przypomnieć. No nic się więcej nie wydarzyło. Na chwile wciągnął ją mrok, a teraz znów wróciła do tego małego przedsionka, w którym byli. Otworzyła oczy. Leżała na ziemi, a obok niej klęczał Mason. Pomógł jej wstać.
  - Co się stało? Coś ty mi zrobił? - spytała zdezorientowana.
  - Musimy wrócić tam gdzie są śmierciożercy i Czarny Pan. Chciałem byś mogła zachować spokój.
  - Ah! Moja noga! - Ból zniknął, znowu mogła swobodnie stać.
  - Musiałem ci także z powrotem poskładać kości w nodze. - Uśmiechnął się do niej niepewnie.
           To brzmiało rozsądnie. Mason jest taki dla niej dobry, pragnie tylko ją chronić. Clary była bardzo szczęśliwa, że go odzyskała. Teraz mogła już wrócić do pokoju ze śmierciożercami. Ale Voldemort! On również tam był. Gdy tylko sobie o tym przypomniała, całe szczęście ulotniło się z jej ciała. Znów poczuła lęk przed Czarnym Panem. Przypomniała sobie jak ją potraktował przez ten głupi pierścień!!
  - Masonie. Powiedz mi, czemu ten pierścień tak go zdenerwował?
           Mówiąc „go” miała na myśli Voldemorta. Mason jednak się zorientował o kim mówiła.
  - To nasz symbol Clary, nasz herb. Starego rodu Gauntów. Jesteś jej częścią, więc i ty posiadasz pierścień.
  - Raczej posiadałam - powiedziała smętnie. - Zabrał go Masonie. Jedyną pamiątkę jakom mam po naszej rodzinie. Tylko on trzymał mnie przy myśli, że kiedykolwiek miałam rodziców, takich prawdziwych rodziców, którzy mnie kochali.
  - Oh moja Maleńka, ja cie kocham i już nigdy cię nie zawiodę. Obiecuje.
           Clary pokiwała głową. Alan stał za nimi i coś pokazywał Masonowi. Musieli iść. Nie mogą na nich czekać, bo to się źle skończy.
  - Chodźmy - powiedział szeptem do Clary.
           Ruszyli za Alanem szybkim krokiem. Po chwili znaleźli się z powrotem w salonie. Wszyscy śmierciożercy zwrócili się w ich stronę, gdy tylko weszli.
  - Mam ich - powiedział Alan. Clary spostrzegła, że przybrał inny ton mówienia. Teraz wydawał się taki groźny i bezlitosny jak wszyscy tu śmierciożercy.
  - To dobrze Morgan - warknęła Bellatrix. - Ale tak się składa, że Czarny Pan już wyszedł. Ale nie martw się, zostawił ci wiadomość. - Zaśmiała się głośno.
           Jak to wyszedł? Nie ma go? A Clary nadal żyje! Mason miał racje, nie pomylił się! Ona żyje! Ale co będzie dalej? Mason też nie spuszczał z niej wzroku. Był czujny, by w razie niebezpieczeństwa mógł ją obronić.
  - Taaaa - zawył ze śmiechu Macnair. - Czarny Pan postanowił.
  - Twoja dziewczynka wróci do szkoły - powiedział Dołohow.
  - Ale ty nie będziesz jej towarzyszył - powiedział Macnair i ponownie rozbrzmiał jego śmiech.
  - Nie - powiedział cicho Mason. - Nie!
  - Nie masz wyjścia! - krzyknęła Bella, a wtedy wszyscy zwrócili się w jej kierunku. - Czarny Pan tak postanowił! Czarnemu Panu się nie sprzeciwia, a ty chyba wiesz o tym najlepiej!
           Pokiwał głową w geście rezygnacji.
  - Niestety - kontynuowała Bella. - Czarny Pan polecił Morganowi pilnowanie tej dziewuchy - powiedziała z obrzydzeniem i spojrzała na Clary. - A teraz ją stąd zabierzcie!Ale pamiętaj Gaunt, ona ma wrócić do szkoły, bo inaczej Czarny Pan sobie z nią... - Zaśmiała się tak jak kilku śmierciożerców. - Porozmawia.
  - Idziemy!!! - krzyknął Dołohow i wszyscy śmierciożercy zaczęli wychodzić z pokoju.
           Po chwili zostali tylko oni: Mason, Alan i Clary. Dziewczyna obróciła się i spojrzała w inny kąt pokoju. Tam była jeszcze kobieta i młody chłopak. Był bardzo poraniony, zginał się z bólu na podłodze. Kobieta chodziła nad nim, starała się mu pomóc, opatrzyć rany, naprawić złamane kości. Lecz ręce się jej trzęsły, płakała więc nie mogła się skupić.
  - O nie - powiedziała Clary i ruszyła w ich stronę.
           Mason spojrzał niepokojącym wzrokiem na Alana, a on pokiwał głową w geście rezygnacji. Też nie wiedział jak to się mogło stać. Czemu Clary? Ale przecież miała nie...
  - Wszystko w porządku? - spytała się kobiety.
  - Clary! Oh Clary! - chłopak nagle zerwał się z miejsca, ale nie ruszył się już dalej. Ból zatrzymał go w miejscu.
  - Co?! - Clary cofnęła się o kilka kroków. - Skąd znasz moje imię?!
           Dracona sparaliżowało całkowicie. Co się jej stało? Czemu na niego patrzy takim wzrokiem? I jak to skąd zna jej imię?! Co tu się dzieje?!
  - To przecież ja Clary, Draco - wyciągnął w jej stronę rękę, ale odsunęła się jeszcze dalej.
  - Nie wiem kim jesteś, nie znam cię.
           To nie mogło się dziać! Jak to nie wie kim on jest! Jak to go nie zna!? Przecież on ją kocha. Jest jego jedyną miłością, dla nie byłby w stanie zrobić wszystko! A ona? Też go przecież kocha! Wie to przecież. Ale czemu teraz mówi, ze go nie zna?!
  - Ale jak to?! Clary no proszę cie, to nie jet śmieszne. Przecież wiesz, że cię...
  - Dość - powiedział Mason.
           Podszedł do Clary i objął ją ramieniem. Była zszokowana. Czemu ten chłopak mówi, że się znają? Jak ona nigdy w życiu go nie widziała. Nie zna go, nie ma pojęcia kim on jest. No właśnie. Kim on jest?
  - Chodźmy Clary - powiedział Mason i pociągnął ją w stronę wyjścia.
  - Clary! Clary! - krzyczał za nią Draco, ale matka go powstrzymała.
  - Draco dosyć tego - powiedział Alan.
           Wymienił z Narcyzą porozumiewawcze spojrzenia.
  - To załatwione. Ona już go nie pamięta.
  - To dobrze - powiedziała cicho pani Malfoy.
           Jak to go nie pamięta? Czemu go nie pamięta? Czemu to się dzieje? Co oni jej zrobili?!
  - Nie! Co się dzieje?! Clary! Clary! - Draco chciał pójść w stronę drzwi, za którymi zniknęła Clary i Mason. Nie obchodził go już żaden ból. Co oni jej zrobili?! Nie może jej stracić! - Clary!
           Alan stanął mu na drodze i chwycił go za ramię.
  - Posłuchaj mnie Draco i to bardzo wyraźnie. Zapomnij o niej.
           Chłopak zwrócił się do matki.
  - Co wyście jej zrobili!?!
  - Draco spokojnie i nie wrzesz na matkę, to nie jej wina! - warknął Alan. - To dla dobra Clary. Przy tobie nigdy nie będzie bezpieczna i ty o tym wiesz. Nie uratujesz jej tylko wpędzisz w kłopoty,a nawet przyczynisz się do jej śmierci.
  - To dlatego postanowiliście wymazać jej pamięć?! Co?! Pewnie nie będzie pamiętać, że tu była, że jej brat jest śmierciożercą, że Voldemort chciał nas zabić?!?
  - Nie - powiedziała spokojnie matka. Obaj na nią spojrzeli. - Clary będzie to wszystko pamiętać.
  - To czemu twierdziła, że mnie nie zna?!
           Teraz już nic z tego nie rozumiał. Co tu się dzieje? Czemu powiedziała, że go nie zna? Nadal widział jej twarz przed oczyma, widział to spojrzenie, ten wzrok którym na niego patrzyła. Ona nie kłamała. Była zdziwiona jego zachowaniem, była zdziwiona faktem, że Draco ją zna. Że oboje się znają. Nie uwierzyła mu. Myśli, że jest jakimś obłąkanym szaleńcem. Naprawdę go nie pamięta? To niemożliwe. To musi być jakaś pomyłka.
  - Nie! Niemożliwe! Wymazaliście jej całą pamięć! Niczego nie będzie pamiętać! Wróci do szkoły i nie będzie pamiętać w jakim jest niebezpieczeństwie. Nie będzie na nic przygotowana! Nie zdołasz jej ocalić Morgan!
  - Draco, proszę - matka mówiła błagalnym tonem.
  - Co? To prawda?!
  - Nie - powiedział Alan.
  - Draco - zaczęła ponownie pani Malfoy. - Clary nie będzie pamiętać tylko ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuje za każdy komentarz ;**