wtorek, 3 listopada 2015

LV „Kwiecień”

          Co? Jak to prawie cztery tygodnie? To niemożliwe, Alanowi musiało się coś pomylić. Nie mogła tyle czasu spać.
  -  Jak to? -  spytała.  -  To niemożliwe.
  -  A jednak  -  odpowiedział przyjaciel. Miał ponurą minę, jego też nie zadowalał ten fakt.
  -  Nie  -  nie mogła w to uwierzyć. To skoro tyle tu leżała czemu nikt nie potrafił jej pomóc?  -  Co z Cedrikie? Pytał o mnie? A Mason?! Alanie! Co się stało?
          Nie wiedział co ma jej powiedzieć. To wszystko przez te zabawy z czarami. Clary nie była wystarczająco przygotowana na taki rodzaj magii. Jest jeszcze zbyt słaba i niedoświadczona.
          Podszedł do niej i pomógł z powrotem dotrzeć do łóżka. Nikogo oprócz nich nie było w Skrzydle Szpitalnym.
  -  Wszystko w porządku. O szkołę też nie masz się co martwić. Wszyscy pomogą na pewno ci nadrobić zaległości. Cedrik i reszta znajomych pewnie już...
  -  Cedrik?! Co z nim? Był tu?
  -  Clary  -  uśmiechnął się do niej mężczyzna. -  Twój chłopak siedział tu każdego dnia, przychodził i opowiadał Ci o wszystkim co się wydarzyło.
  -  Naprawdę?  -  Łzy napłynęły jej do oczu.  -  Naprawdę mnie kocha  -  powiedziała już bardziej do siebie niż do Alana.
  -  Z pewnością. Ale już koniec tego tematu. Są ważniejsze sprawy.
  -  Co masz na myśli?
          Jest tyle do wyjaśnienia. Od czego ma zacząć? Od tych spraw, które najbardziej ją dotyczą.
  -  Draco Malfoy po raz kolejny zawiódł w misji. Ofiarą jego kolejnego zamachu stał się niejaki Ronald Weasley z Gryffindoru...
          Draco... Tak bardzo cię przepraszam... Mam wrażenie, że jestem ci coś winna. Wiem, że cie skrzywdziłam.
  -  ... Na szczęście Potter go uratował i nikt go chyba nie podejrzewa...
          Nie zniosłabym tego, co jeśliby odkryli, że to Draco On nie jest mordercą, zmusili go do tego. A ja mu jeszcze pomagałam.
  -  Kolejna sprawa, Clary pamiętasz co się stało prawda?
          Ona tylko pokiwała głową. Jak mogła zapomnieć. Dzięki temu przypomniała sobie chociaż trochę swoich rodziców. To było cudowne, ale czy było warte tego utraconego miesiąca?
  -  Co wszystkim powiedziałeś? Że dlaczego tu jestem?
  -  To jest też ważne. Wszyscy myślą, że jesteś taką samą ofiarą ataku jak ten chłopak Ron.
  -  Naprawdę?  -  To było dobre wytłumaczenie, chyba najlepsze co mógł Alan z Masonem wymyślić.  -  Tyle dobrze. Ale znowu będę musiała kłamać.
          To był jeden z tych minusów.
          Przez kolejne kilkanaście minut dziewczyna rozmawiała z przyjacielem o wszystkim. O szkole, jej przyjaciołach i Masonie. Alan musiał jej wszystko wyjaśnić.
  -  Boję się zapytać, ale to zrobię. -  Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.  -  Jaki mamy dziś dzień?
  -  Dzisiaj jest 12 kwietnia Księżniczko, poniedziałek, godzina siódma.
          Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Wiedział, że to dla niej trudne, więc postanowił dać jej już odpocząć. Teraz sama musi sobie to wszystko przemyśleć.
  -  Już kwiecień  -  powiedziała do siebie.  -  Niemożliwe. Czyli jednak nie widziałam się z Cedrikiem wczoraj.
           Alana już nie było. Clary zastanawiała się nad tym wszystkim co przeżyła. Jej nieobecność wśród przyjaciół w tym miesiącu była spowodowana magią, o której wcześniej nie słyszała. Magiczna moc, o której istnieniu dowiedziała się niedawno, wszystko obróciła do góry nogami. Draco wpadał w coraz gorsze kłopoty, a z Cedrikem wcale się nie poprawiło.
  -  No dobrze Clary, dasz radę. Idź po prostu na zajęcia. Teraz o ile się nie mylę mam transmutacje.
          Dziewczyna jednak nie mogła tak wyjść. Miała na sobie jakąś koszule nocną. Tyle tygodni spała więc to chyba było najlepsze co pani Pomfrey mogła dla niej zrobić. Była bardzo wygodna, dziewczyna wyglądała w niej bardzo uroczo. Ale nie może się tak pojawić w klasie. Lekcje mają ze Slytherinem, Draco tam będzie. Nie może się mu tak pokazać.
  -  Dlaczego o nim myślę?  -  zapytała samą siebie.
          To o Cedriku powinna myśleć. Chłopak nie może jej tak zobaczyć. W takim stanie, musi się jakoś ubrać, no i musi coś zrobić też z włosami, wyglądały okropnie. Mimo, że pachniały pięknie, jakby truskawką i miętą, to nie były ani poukładane, ani uczesane. A to już jest nie do przyjęcia. Kiedy następnym razem Mason będzie mówił jej, że to nie najlepszy pomysł używać magii, której nie zna, to go posłucha. Starszy brat miał rację. Trzeba było go posłuchać.
          Zobaczyła, że na małej szafeczce obok łóżka leżała jakaś bluza i czarne spodnie. Pomyślała, że w tym może przejść jakoś do swojego pokoju by tam wszystkim zająć się dokładnie. Musi znaleźć swoje szaty, czyli czarną spódniczkę i bluzkę. Nie ma pojęcia jak jest na dworze, jest już kwiecień, ale na dworze może nie być jeszcze tak ciepło.
          Była cała podekscytowana, wcześniej nie zdawała sobie spawy z tego, że tak bardzo cieszy się z zaistniałej sytuacji. Na początku nie była zachwycona tym, że przegapiła miesiąc swojego życia. Ale z drugiej strony warto było, teraz przynajmniej pamięta jak wyglądali jej rodzice. Chociaż tyle uzyskała. To na razie jej wystarczy. Z czasem uda jej się przy pomocy brata odzyskać resztę wspomnień, ale to w swoim czasie. Ma dość eksperymentów z magią na ten moment.
          Założyła ubranie i tenisówki, które również znajdowały się koło łóżka, po czym wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. Kiedy tylko dotarła do pokoju nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Jeszcze niedawno znajdowały się tu trzy łóżka, ale teraz jest i czwarte. Ale czyje? O co tu chodzi? Jej rzeczy były na miejscu, tak jak je zostawiła, poukładane w małej szafeczce.
          Nie miała czasu dłużej się zastanawiać. Po kilkunastu minutach udało jej się zrobić porządek z włosami, które po dokładnym rozczesaniu zaczęły układać się nawet ładnie. Włożyła szaty, które pewnie jedna z dziewczyn zostawiła dla niej na łóżku świeże, pachnące i wyprasowane. Była im bardzo wdzięczna. Dlatego po raz kolejny zrobiło jej się, przykro, że tyle czasu musiała je okłamywać i będzie musiała to robić nadal. To wszystko dla ich dobra. Była już gotowa do wyjścia.
  -  Już czas.



*      *      *      *


          Lisa jak zawsze była pełna energii. Tym razem, gdy Eric po raz kolejny próbował zaimponować dziewczynie, wyglądało to bardzo komicznie. Dziewczyna nie mogła powstrzymać śmiechu. Alice też długo nie powstrzymała śmiechu. Mimo, że przyjaciółki miały ostatnio wiele na głowie, tak wiele zmartwień o Clary i końcowe egzaminy, to Eric zawsze potrafił je rozbawić.
  -  Gdybyście widziały jego minę!
  -  Czyją?  -  Lisa wiedziała, że jej chłopak zrobi wszystko by tylko była szczęśliwa. Pewnie znowu zrobił coś głupiego tylko po to by jej to opowiedzieć. Nie mogła zrozumieć dlaczego zakochała się w takim chłopaku jak Eric, ale to było już nieodwracalne.
  -  Co znowu zrobiłeś  -  wtrąciła się Alice.
  -  Profesor Slughorn nie był zachwycony jak wylałem jego eliksir zmiany koloru na jego biurko.
          Dziewczyny mogły się tego domyślić. Ale śmiały się równie głośno co on. Musiał to zrobić, kiedy one już wyszły, bo tego nie widziały.
  -  Na jaki kolor?  -  zapytała Lisa.
  -  Co?  -  Eric nie mógł już zaczerpnąć tchu, nic ostatnio nie rozbawiło go tak bardzo jak to.  -  A tak, na różowo!
  -  Różowo?!
  -  No nieźle  -  powiedziała Alice.
          Jednak i ona uznała to za zabawne.
          W ich stronę biegł David, widać było, że strasznie coś go ucieszyło.
  -  Alice!  -  krzyczał z oddali.  -  Alice!
  -  Biegnie twój Romeo  -  wtrącił Eric.
          Zazdrościł tego przyjacielowi. David zawsze potrafił być opanowany i potrafił swoją osobą oczarować dziewczynę, nie tylko rozbawić. Był o wiele spokojniejszą osobą niż Eric.
  -  To ostatnio do niego nie podobne  -  powiedziała Lisa.
          Miała trochę racji. David ostatnio nie bywał radosny. Męczyły go psychicznie problemy Alice, chociaż ona się do nich nie przyznawała. Mówi, ze to nic takiego, ale on jej nie wierzy. Te wizje pojawiają się coraz częściej. Żadne z nich nie wiek jak temu zapobiec, ale też żadne z nich nie martwi się tym tak jak David. Do tego wszystkiego zbliżają się egzaminy końcowe, a on nie za bardzo skupiał się na nauce ostatnio. Mówiąc o problemach nie można pominąć problemów związanych z ich drużyną quidditcha. W tym sezonie nie za bardzo im idzie, a do tego Ślizgoni nie dają im spokoju z powodu wspólnych lekcji w tym roku. Wszystko było nie tak jak powinno.
          David znalazł się obok nich i mocno przytulił Alice do siebie. Był uśmiechnięty od uch do ucha. Na pewno wydarzyło się coś dobrego.
  -  Co jest?  -  zapytał z lekkim niepokojem Eric.
  -  To Clary  -  powiedział David.
  -  Obudziła się?!  -  Lisa aż zapiszczała z radości. Nie minęła ani chwila i dziewczyna ruszyła biegiem w stronę Skrzydła Szpitalnego.
  -  Co z zajęciami?  -  spytała Alice.   -  Lisa czekaj!
  -  Profesor McGonagall pozwoliła nam ją odwiedzić  -  powiedział David.
  -  Bosko! Lisa!
          Eric pobiegł za swoją dziewczyną, Pozostali zrobili to samo. Jednak nie widzieli nigdzie Cedrika, pewnie już był w Skrzydle Szpitalnym. Nie mogłoby być inaczej, Ced bywał u niej codziennie. Teraz już pewnie raduje się, że Clary się wreszcie obudziła i że za chwilę wróci na zajęcia z przyjaciółmi i wszystko będzie jak dawniej.