środa, 28 sierpnia 2013

XXXIX „Alan”

kolejny rozdział :)
również bardzo ważny i mam nadzieje, że się spodoba <33



           Nie wierzył własnym uszom. Jak to nie będzie pamiętać tylko jego?!
  - Co?!
  - To prawda - przytaknął Alan i pościł ramię Dracona.
           Jego wzrok zatrzymał się na Narcyzie.
  - Wybacz mi, ale muszę iść. Czekają na mnie - oznajmił.
           Ruszył w stronę drzwi.
  - Czekaj! Czekaj! - krzyczał z anim Malfoy. - Tak nie można! Nie możecie jej tego zrobić! Nie możecie!
           Ale on się już nie odwrócił. Wyszedł prosto przez drzwi nie zwracając na niego uwagi. Zostawił ich tam tylko we dwoje. Po chwili znalazł się przy Clary i Masonie, którzy dyskutowali o tym co się stało. Alan był ciekawy, jakie kłamstwo Mason przygotował dla Clary.
  - Stracił pamięć tak? - powiedziała Clary. - Teraz myśli, że zna wszystkich dookoła?
  - Tak. A o tobie usłyszał od Bellatrix. O pięknej młodej blond dziewczynie - uśmiechnął się do niej serdecznie.
           A więc takie kłamstwo wymyślił Mason. Draco stracił pamięć. Nie ona.
  - Jesteś wreszcie - powiedział Mason.
  - Ruszajmy.
  - Ale dokąd my w ogóle idziemy? - spytała się Clary.
  - Musimy zniknąć na jakiś czas - oznajmił Mason.
           Clary spojrzała na nich obu. Co to znaczy? Jak zniknąć? Gdzie?
  - Za chwile są święta - powiedział Alan. - A moja siostrzyczka nie lubi być sama.
           Uśmiechnął się do niej serdecznie. Clary spojrzała na swojego brata a on pokiwał głową i również się uśmiechnął. Szli przez ogród do tylnego wyjścia.
  - Masz siostrę?
  - Młodszą - oznajmił Alan. - Ma na imię Madison, jest trochę starsza od ciebie, ma osiemnaście lat.
  - Aha. I co? Mieszkacie razem?
  - Tak, ale...
           Alan spojrzał na Masona. On dobrze wiedział co ma na myśli. Sam był w podobnej sytuacji.
  - Nie często bywał w domu.
  - Ale dlaczego? - Clary trochę się zasmuciła. Znała odpowiedź, ale mino tego chciała o tym usłyszeć z ust Alana.
  - To przez Niego. Nie mam wyboru, muszę robić co mi karze.
           Spojrzała na niego smutnym wzrokiem. Czy Mason am podobnie?
  - Nikt nie wie o mojej siostrze Clary. Gdyby się dowiedzieli, to byłaby w niebezpieczeństwie. - Przystanął na chwile i z powagą patrzył jej prosto w oczy. - Więc proszę cię Clary, nie mów nikomu. Błagam.
  - Spokojnie Alanie. - Coś w nim drgnęło. Pierwszy raz zwróciła się do niego po imieniu. Mówiła to takim spokojnym głosem. - Nikomu nie powiem, twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna.
  - Dziękuję ci.
           Uśmiechnęła się do nich obojga. Byli już blisko bramy. Mason chwycił Clary za rękę, a ona spojrzała się na niego pytająco.
  - Nadal nie mogę uwierzyć, że jesteś tu ze mną, że znów jesteśmy razem. Nie zniósłbym, gdybym ponownie miał się z tobą rozstać. Poza bramą tego dworu można się teleportować już.
  - Więc chcesz byśmy przenieśli się razem? Ale dokąd...
  - Nie chce cię znowu stracić Maleńka. Nie chce by ktokolwiek mi się odebrał. Nie chce, by poza granicami tego miejsca, to wszystko okazało się nieprawdą, nie chce by twój powrót okazał się tylko snem.
  - Tak nie jest Masonie. Nie stracisz mnie. Jestem tu, tak samo jak i ty. Nie opuszczę cię
           Na jego twarzy pojawiła się ulga, jej również kamień spadł z serca. Kiedy znaleźli się za bramą, Clary poczuła, ze Mason mocniej ścisnął jej rękę. On tak bardzo się martwi. Tak bardzo boi się, ze ją straci. Podszedł do nich Alan i staną obok Clary.
  - Mason wierz gdzie się przenieść.
  - Tak - odrzekł.
           Clary nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła się denerwować. Jeszcze nigdy się nie teleportowała. Nie miała siedemnastu lat, więc samej jej nie wolno było tego robić.
  - Mason, nie jestem pewna czy to dobry pomysł - powiedziała.
           Oboje na nią spojrzeli z troską.
  - Nigdy się nie teleportowałaś prawda? - spytał się Alan.
           Clary pokiwała głową, miała wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Nie wie dlaczego, ale zrobiło się jej niedobrze na myśl o teleportacji. Wiele już o tym czytała, słyszała też różne historię z tym związane.
  - Kiedy tu przybyłam ze Snape'em, to się nie teleportowaliśmy. To byłoby straszne. Nie wiem czy dam rade.
  - Dasz radę.
           Mason ucałował ją w czoło. Był jednak zadowolony z faktu, ze jedno im się udało. Clary całkowicie zapomniała o Draconie Malfoy. Pamięta co się działo, ale nie pamięta, że brał w tym udział także on.
  - Dasz radę - pospieszył ją również Alan. - Pomożemy ci, obaj.
           Chwycił ją za drugą rękę i uścisnął na znak, że on też jest przy niej. Zrobiło się jej lżej na sercu, ale nadal panicznie bała się teleportować.
  - Na trzy dobrze? - powiedział Mason, a ona tylko pokiwała głową. Niech to już będzie za nimi.
  - Powiedzieć ci coś? - szepnął do niej Alan. Dziewczyna spojrzała na niego.
  - Raz... - Mason rozpoczął odliczanie.
  - Co? - szepnęła do Alana.
           Uśmiechnął się do niej. Ona była bardzo zaciekawiona tym, co jej chce powiedzieć. Nie usłyszała już nawet jak Mason powiedział: „Dwa”.
  - Madison też panicznie boi się teleportacji.
  - Trzy.
           Clary nawet nie zdążyła mu odpowiedzieć. Na trzy obaj ścisnęli ją za rękę mocniej i wszyscy przenieśli się w inne miejsce.
           Clary poczuła jak słabnie. Byli już na miejscu. Stali na ładnym chodniku przy zapalonej latarni. Odczula bardzo silny chłód. W porównaniu z dworem Malfoyów tutaj było bardzo zimno i padał śnieg. Clary objęła się ramionami, bo miała na sobie płaszcz, ale na ten mróz był zbyt cienki. Mason również objął ją ramieniem.
          To była bardzo ładna okolica, na której znajdowały się ładne, zadbane, stare kamienice. Droga była pusta. Ani żywej duszy. W oddali było słychać szczekanie jakiegoś psa. Droga była oświetlona tylko przez latarnie, które stały w równych odstępach od siebie przy drodze.
           Dziewczyna poczuła jak uginają się pod nią kolana.
  - Poszło całkiem dobrze - powiedziała.
  - Byłaś dzielna - odpowiedział Mason.
  - Chodźcie szybko.
           Wszyscy ruszyli za Alanem. Clary nadal nie czuła się za dobrze i nie stała pewnie na nogach, więc Mason podtrzymywał ją ręką.
  - To już niedaleko.
           Stanęli przed ładną kamienicą, weszli po kilku stopniach i stanęli przed drzwiami. Alan zadzwonił do drzwi. Po paru chwilach jakaś dziewczyna im je otworzyła. Stanęła na progu i uśmiechnęła się serdecznie.
  - Jesteście - powiedziała i przytuliła się do Alana.
           Clary miała już pewność. To była Madison.

piątek, 23 sierpnia 2013

XXXVIII „Kim on jest?”

Dużo, dużo zmian :)
ale mam nadzieje, że ten rozdział się wam spodoba <33
komentarze mile widziane :)



  - Clary - powiedział jej ktoś do ucha.
           Nie otworzyła oczu, nie wiedziała co się właśnie stało. Wracali z Masonem i tym śmierciożercą z powrotem do środka i wtedy...
  - Clary, otwórz oczy - powiedział Alan.
           No tak. Alan. A on mu na to pozwolił? Mason objął ją bardzo mocno, przykrył jej oczy dłonią i wtedy... Ah. Nie może sobie przypomnieć. No nic się więcej nie wydarzyło. Na chwile wciągnął ją mrok, a teraz znów wróciła do tego małego przedsionka, w którym byli. Otworzyła oczy. Leżała na ziemi, a obok niej klęczał Mason. Pomógł jej wstać.
  - Co się stało? Coś ty mi zrobił? - spytała zdezorientowana.
  - Musimy wrócić tam gdzie są śmierciożercy i Czarny Pan. Chciałem byś mogła zachować spokój.
  - Ah! Moja noga! - Ból zniknął, znowu mogła swobodnie stać.
  - Musiałem ci także z powrotem poskładać kości w nodze. - Uśmiechnął się do niej niepewnie.
           To brzmiało rozsądnie. Mason jest taki dla niej dobry, pragnie tylko ją chronić. Clary była bardzo szczęśliwa, że go odzyskała. Teraz mogła już wrócić do pokoju ze śmierciożercami. Ale Voldemort! On również tam był. Gdy tylko sobie o tym przypomniała, całe szczęście ulotniło się z jej ciała. Znów poczuła lęk przed Czarnym Panem. Przypomniała sobie jak ją potraktował przez ten głupi pierścień!!
  - Masonie. Powiedz mi, czemu ten pierścień tak go zdenerwował?
           Mówiąc „go” miała na myśli Voldemorta. Mason jednak się zorientował o kim mówiła.
  - To nasz symbol Clary, nasz herb. Starego rodu Gauntów. Jesteś jej częścią, więc i ty posiadasz pierścień.
  - Raczej posiadałam - powiedziała smętnie. - Zabrał go Masonie. Jedyną pamiątkę jakom mam po naszej rodzinie. Tylko on trzymał mnie przy myśli, że kiedykolwiek miałam rodziców, takich prawdziwych rodziców, którzy mnie kochali.
  - Oh moja Maleńka, ja cie kocham i już nigdy cię nie zawiodę. Obiecuje.
           Clary pokiwała głową. Alan stał za nimi i coś pokazywał Masonowi. Musieli iść. Nie mogą na nich czekać, bo to się źle skończy.
  - Chodźmy - powiedział szeptem do Clary.
           Ruszyli za Alanem szybkim krokiem. Po chwili znaleźli się z powrotem w salonie. Wszyscy śmierciożercy zwrócili się w ich stronę, gdy tylko weszli.
  - Mam ich - powiedział Alan. Clary spostrzegła, że przybrał inny ton mówienia. Teraz wydawał się taki groźny i bezlitosny jak wszyscy tu śmierciożercy.
  - To dobrze Morgan - warknęła Bellatrix. - Ale tak się składa, że Czarny Pan już wyszedł. Ale nie martw się, zostawił ci wiadomość. - Zaśmiała się głośno.
           Jak to wyszedł? Nie ma go? A Clary nadal żyje! Mason miał racje, nie pomylił się! Ona żyje! Ale co będzie dalej? Mason też nie spuszczał z niej wzroku. Był czujny, by w razie niebezpieczeństwa mógł ją obronić.
  - Taaaa - zawył ze śmiechu Macnair. - Czarny Pan postanowił.
  - Twoja dziewczynka wróci do szkoły - powiedział Dołohow.
  - Ale ty nie będziesz jej towarzyszył - powiedział Macnair i ponownie rozbrzmiał jego śmiech.
  - Nie - powiedział cicho Mason. - Nie!
  - Nie masz wyjścia! - krzyknęła Bella, a wtedy wszyscy zwrócili się w jej kierunku. - Czarny Pan tak postanowił! Czarnemu Panu się nie sprzeciwia, a ty chyba wiesz o tym najlepiej!
           Pokiwał głową w geście rezygnacji.
  - Niestety - kontynuowała Bella. - Czarny Pan polecił Morganowi pilnowanie tej dziewuchy - powiedziała z obrzydzeniem i spojrzała na Clary. - A teraz ją stąd zabierzcie!Ale pamiętaj Gaunt, ona ma wrócić do szkoły, bo inaczej Czarny Pan sobie z nią... - Zaśmiała się tak jak kilku śmierciożerców. - Porozmawia.
  - Idziemy!!! - krzyknął Dołohow i wszyscy śmierciożercy zaczęli wychodzić z pokoju.
           Po chwili zostali tylko oni: Mason, Alan i Clary. Dziewczyna obróciła się i spojrzała w inny kąt pokoju. Tam była jeszcze kobieta i młody chłopak. Był bardzo poraniony, zginał się z bólu na podłodze. Kobieta chodziła nad nim, starała się mu pomóc, opatrzyć rany, naprawić złamane kości. Lecz ręce się jej trzęsły, płakała więc nie mogła się skupić.
  - O nie - powiedziała Clary i ruszyła w ich stronę.
           Mason spojrzał niepokojącym wzrokiem na Alana, a on pokiwał głową w geście rezygnacji. Też nie wiedział jak to się mogło stać. Czemu Clary? Ale przecież miała nie...
  - Wszystko w porządku? - spytała się kobiety.
  - Clary! Oh Clary! - chłopak nagle zerwał się z miejsca, ale nie ruszył się już dalej. Ból zatrzymał go w miejscu.
  - Co?! - Clary cofnęła się o kilka kroków. - Skąd znasz moje imię?!
           Dracona sparaliżowało całkowicie. Co się jej stało? Czemu na niego patrzy takim wzrokiem? I jak to skąd zna jej imię?! Co tu się dzieje?!
  - To przecież ja Clary, Draco - wyciągnął w jej stronę rękę, ale odsunęła się jeszcze dalej.
  - Nie wiem kim jesteś, nie znam cię.
           To nie mogło się dziać! Jak to nie wie kim on jest! Jak to go nie zna!? Przecież on ją kocha. Jest jego jedyną miłością, dla nie byłby w stanie zrobić wszystko! A ona? Też go przecież kocha! Wie to przecież. Ale czemu teraz mówi, ze go nie zna?!
  - Ale jak to?! Clary no proszę cie, to nie jet śmieszne. Przecież wiesz, że cię...
  - Dość - powiedział Mason.
           Podszedł do Clary i objął ją ramieniem. Była zszokowana. Czemu ten chłopak mówi, że się znają? Jak ona nigdy w życiu go nie widziała. Nie zna go, nie ma pojęcia kim on jest. No właśnie. Kim on jest?
  - Chodźmy Clary - powiedział Mason i pociągnął ją w stronę wyjścia.
  - Clary! Clary! - krzyczał za nią Draco, ale matka go powstrzymała.
  - Draco dosyć tego - powiedział Alan.
           Wymienił z Narcyzą porozumiewawcze spojrzenia.
  - To załatwione. Ona już go nie pamięta.
  - To dobrze - powiedziała cicho pani Malfoy.
           Jak to go nie pamięta? Czemu go nie pamięta? Czemu to się dzieje? Co oni jej zrobili?!
  - Nie! Co się dzieje?! Clary! Clary! - Draco chciał pójść w stronę drzwi, za którymi zniknęła Clary i Mason. Nie obchodził go już żaden ból. Co oni jej zrobili?! Nie może jej stracić! - Clary!
           Alan stanął mu na drodze i chwycił go za ramię.
  - Posłuchaj mnie Draco i to bardzo wyraźnie. Zapomnij o niej.
           Chłopak zwrócił się do matki.
  - Co wyście jej zrobili!?!
  - Draco spokojnie i nie wrzesz na matkę, to nie jej wina! - warknął Alan. - To dla dobra Clary. Przy tobie nigdy nie będzie bezpieczna i ty o tym wiesz. Nie uratujesz jej tylko wpędzisz w kłopoty,a nawet przyczynisz się do jej śmierci.
  - To dlatego postanowiliście wymazać jej pamięć?! Co?! Pewnie nie będzie pamiętać, że tu była, że jej brat jest śmierciożercą, że Voldemort chciał nas zabić?!?
  - Nie - powiedziała spokojnie matka. Obaj na nią spojrzeli. - Clary będzie to wszystko pamiętać.
  - To czemu twierdziła, że mnie nie zna?!
           Teraz już nic z tego nie rozumiał. Co tu się dzieje? Czemu powiedziała, że go nie zna? Nadal widział jej twarz przed oczyma, widział to spojrzenie, ten wzrok którym na niego patrzyła. Ona nie kłamała. Była zdziwiona jego zachowaniem, była zdziwiona faktem, że Draco ją zna. Że oboje się znają. Nie uwierzyła mu. Myśli, że jest jakimś obłąkanym szaleńcem. Naprawdę go nie pamięta? To niemożliwe. To musi być jakaś pomyłka.
  - Nie! Niemożliwe! Wymazaliście jej całą pamięć! Niczego nie będzie pamiętać! Wróci do szkoły i nie będzie pamiętać w jakim jest niebezpieczeństwie. Nie będzie na nic przygotowana! Nie zdołasz jej ocalić Morgan!
  - Draco, proszę - matka mówiła błagalnym tonem.
  - Co? To prawda?!
  - Nie - powiedział Alan.
  - Draco - zaczęła ponownie pani Malfoy. - Clary nie będzie pamiętać tylko ciebie.

wtorek, 20 sierpnia 2013

XXXVII „Sen”

kolejny rozdział :)
trwa druga część opowiadania, więc nadejdą też wielki zmiany. Wiele was jeszcze zaskoczy. Pojawią się nowe postacie, których byście się nie spodziewali. Serdecznie zapraszam :)



           Lisa i Alice już były gotowe do wyjazdu. Po spakowaniu ostatniej rzeczy do walizki zeszły do salonu Puchonów. Tam czekali już na nich chłopcy.
  - Gotowe?  - spytał się David.
           Obie przytaknęły głową. Lisa spojrzała błagalnym wzrokiem w stronę Erica. Wszyscy byli tacy smutni odkąd Clary zniknęła. Chciała by jej chłopak coś poradził na to. Chciała by ją pocieszył, objął ramieniem, pocałował i mówił, że jest dobrze. Jadą na święta, a nikt jakoś się tym nie cieszy.
           Eric zrozumiał co miała na myśli Wziął ją za rękę i się uśmiechnął.
  - Chodźmy - powiedział do niej szeptem.
           Dziewczyna nie była w dobrym nastroju, ale się uśmiechnęła. Bardzo martwiła się o Alice. Tej nocy miała koszmary i obie strasznie to przeżyły. Nie miały w ogóle sensu, nie wie czemu coś takiego mogło się jej przyśnić i to przerażało ją najbardziej.
           Oboje wyszli z pokoju więc Alice, Cedrik i David zostali sami. Wszyscy pewnie jeszcze śpią, jest bowiem dość wcześnie.
  - Co się dzieje, Alice - spytał się David. Widział jej smętną minę. Czuł, że coś się stało, ponieważ dziewczyna nie potrafiła się skupić na bieżących wydarzaniach. - Powiedz mi.
           Spojrzała na niego, a potem na Cedrika.
  - Miałam koszmar.
           David pogłaskał ją po policzku.
  - Ale już dobrze, już się skończył. Nie musisz się martwić.
  - A właśnie, że niedobrze!! - krzyknęła i odsunęła się od niego gwałtownie. - Przepraszam, nie chciałam. - Spojrzała na Cedrika, który przypatrywał się jej z uwagą.
  - W porządku - powiedział.
           Przytaknęła. Była trochę zmieszana. Już wcześniej bywała roztrzęsiona po dziwnych wydarzeniach, ale nigdy tak bardzo nie przejęła się swoim snem. Nigdy przez jakiś głupi koszmar nie wyżywała się na przyjaciołach! Na jej ukochanym Davidzie! Co ma teraz powiedzieć? Przeprosić? Ale musi im powiedzieć co się jej przyśniło, to było wręcz niewiarygodne. Ten sen był taki realistyczny. To co się w nim wydarzyło była takie prawdziwe, jakby widziała to na własne oczy.
  - Powiedz - powiedział David, ale podszedł do niej już z dystansem. - Co ci się śniło?
  - Ja...
           Nie wiedziała od czego zacząć. Wzięła głęboki wdech i w końcu odważyła się na wyznanie tego wszystkiego, co ją trapiło.
 - Przepraszam, że tak się zdenerwowałam, nie chciała tylko...
           Obaj dali jej do zrozumienia, że rozumieją i, że ma kontynuować swoją wypowiedź. Nie chcą jej wybić z rytmu, a im szybciej pozbędzie się kamienia z serca, tym lepiej.
  - Ten sen tak na mnie podziałał. Nadal czuje to co czułam dzisiaj w nocy. Strach, złość, przerażenie. Ten sen był taki realistyczny.
  - Co ci się śniło? - spytał powoli Cedrik, chociaż każdy mógł się już domyślić, kto się jej śnił.
  - W tym śnie była Clary...
  - I Draco? - spytał się Cedrik. Dziewczyna przytaknęła.
           Ced nie był pewny, czy chce wiedzieć co się jej śniło. Ale zaciekawił go fakt, że Alice podczas tego snu się bała. Ale czego? Co się takiego działo w tym śnie?
  - Clary i Draco byli w jakimś domu...
           Alice ponownie zaczęła to sobie wyobrażać. Chłopcy słuchali uważnie.
  - Ale ten dom nie był już taki całkiem normalny. Był dość stary, powiedziałabym tradycyjny. Wszędzie panował mrok. - Przełknęła ślinę. - Szłam razem z nimi przez jakiś korytarz, ale oni mnie nie widzieli. Próbowała krzyczeć do Clary, ale mnie nie słyszała. Pytałam się Malfoya gdzie jesteśmy, ale i on mnie nie dostrzegał. Byłam przerażona, ciarki mnie przeszły. W końcu zorientowałam się, że nie jesteśmy sami. Szedł z nami również Profesor Snape i jakaś kobieta, o długich czarnych lokach.
           Profesor Snape? Chłopcy pomyśleli o tym samym. Czemu Alice miałaby śnić o nauczycielu Obrony Przed Czarną Magią?
  - Ta kobieta śmiała się głośno. Jako jedyna z nas była szczęśliwa. Szła przodem, gdzieś nas prowadziła. Gdy tylko spojrzałam na Clary zobaczyłam, że z całych sił przytula się do DRACONA.
           Cedrik i David aż podskoczyli, gdy tylko dziewczyna wymówił jego imię. Nie mówiła już swoim głosem. To nie był jej głos. Spojrzeli po sobie z przerażeniem. Co się stało Alice? Wzrok miała nieobecny, jakby wpadła w jakiś trans. Zaczęła coś bełkotać, ale już nie swoim głosem.
  - Czarny Pan będzie taki zadowolony! Na szczęście przyprowadziłeś ich Snape na czas! No jestem po prostu wniebowzięta! A ty Draco... Narcyza się o ciebie niepokoiła. Ale ja jej cały czas powtarzałam, że to nie o ciebie trzeba się martwić! Ha! Jesteśmy!
           David zacisnął wargi i szeroko otworzył oczy. Szybko podszedł do niej i zaczał nią potrząsać.
  - Alice! O matko! Alice co ty robisz! Obudź się!
  - David - powiedział Ced.
  - No zróbmy coś! Alice!
  - David! - Cedrik zwrócił jego uwagę na siebie. - Nie możesz nic zrobić, ona jakby wpadła w jakiś trans!
           Dziewczyna nadal miała nieobecny wzrok. Lecz po chwili się uśmiechnęła. Ale tak jakby to nie była już ona. Nadal nie wyszła z transu! Ale zaczęła mówić coraz szybciej.
  - Bella mogłabyś się przymknąć, Czarny Pan lubi cisze i wiesz o tym. Ha! To ty się lepiej zamknij! Jesteśmy. - Alice zaśmiała się głośno co jaszcze bardziej przestraszyło chłopców. Głos miała dziwny, na pewno nie należał do niej. Do jakiejś innej kobiety. Nawet do kilku innych kobiet. Ale to co teraz usłyszeli, zamurowało ich całkowicie. - Draco... rozczarowałeś mnie. - Ten głos, na pewni nie należał do Alice. - Tyle czasu, a Dumbledore nadal żyje. - Chwila przerwy, a później Alice ponownie rozpoczęła swój monolog. - Starałem się ale... - Uśmiech zniknął z jej twarzy, teraz pojawił się strach, a zaraz pot tym spoważniała. - Słyszałem o twoich próbach, lecz... chyba na próżno?. - Znów uśmiechnęła się szyderczo. - Crabbe, Goyle wynocha. Dajcie naszym gościom usiąść.
           David nie mógł słuchać tego ze spokojem, znów podjął się próby wybudzenia jej z tego transu. Potrząsnął nią tak jak wcześniej, ale dwa razy mocniej. Dziwne głosy ustały, ale Alice nie przestała mówić.
  - Czarny Pan kazał im usiąść. - Głos był złowrogi, ale podobny do jej własnego. Nie wybudził jej z transu. Nadal przeżywała to wszystko co widziała we śnie. - Nie był zadowolony z zachowania śmierciożerców. Kazał im... WYJŚĆ. - Ostatnie słowo jakby powiedziała sycząc. - Chciał tylko Dracona. Clary miała zginąć, ale plan uległ zmianie.
           Alice nagle oprzytomniała, zachwiała się na nogach i prawie by upadła, gdyby nie David i Cedrik, którzy zareagowali od razu. Łzy spłynęły jej po policzkach.
  - Co to było? - spytał się zaniepokojony Ced. - Alice, co to było??
  - Ja nie wiem...
           Przyglądali się jej uważnie i pomogli wstać.
  - Nie wiem co to było. David! Oh! Ja się boje. - Pogłaskał ją po głowie jak małą dziewczynkę. - Tak bardzo się boje – dodała szeptem.
  - Ja też, ale ja idę boje o ciebie. Co się z tobą dzieje?
           To pytanie było bardziej do siebie niż do niej.
           Musieli już iść, za chwile będzie śniadanie i pójdą w stronę pociągu, który zawiezie ich do domu. Nie mieli już czasu na żadne rozmyślania. Uczniowie wychodzili ze swoich pokoi, wszyscy byli gotowi na śniadanie. Oni również musieli już iść do Wielkiej Sali.

piątek, 16 sierpnia 2013

XXXVI „Jesteś...”

Dzisiaj moje urodzinki  ;)  tak się ciesze!!
a oto dla was kolejny rozdział, mam nadzieje, że się spodoba!  <333
komentarze mile widziane, bardzo by mnie to ucieszyło - to byłby dla mnie najlepszy prezent pod słońcem :)  ponieważ blog tak bardzo jest dla mnie ważny   <333




  - Jesteś... - powiedziała Clary. Łzy napłynęły jej do oczu.
  - Tak... Moja Mała. Jestem twoim bratem.
           Clary uśmiechnęła się.
           Pamięta! Pamięta go! Jak mogła zapomnieć! Jak mogła zapomnieć swojego starszego braciszka.
  - Mason!!!
           Chciała do niego podbiec, chciała go uściskać! Zrobiła dwa kroki i o mało co się nie przewróciła, ale on był już przy niej. Chwycił ją w swoje ramiona i wtedy poczuła się bezpiecznie. Jak mogła go zapomnieć? Dlaczego? Dlaczego nie był przy niej przez te wszystkie lata? Czemu ją zostawił? Czemu się nią nie zaopiekował tylko zostawił ją w sierocińcu gdy miała zaledwie pięć lat? Pamięta to. Nie wie tylko dlaczego przypomniała sobie tylko o Masonie, a nic nie pamięta o rodzicach. Jakby w ogóle ich nie widziała. Nie miała pojęcia jak wyglądają.
  - Dlaczego? - Płakała w jego ramionach. Nie mogła już dłużej powstrzymać łez. - Czemu nie byłeś przy mnie? Czemu mnie zostawiłeś?
           Głaskał ją po głowie i całował w czoło. Nie chciał by wylewała łzy. Ale teraz to i on był w stanie płakać. Wreszcie są razem.
  - Musiałem cie chronić.
  - Ale jak to? Dlaczego?!
  - Śmierciożercy zabili naszych rodziców Maleńka - pogłaskał ją po policzku. - Dali mi wybór, pójść z nimi jako zwolennik Czarnego Pana - wtedy pościliby cie wolno, albo odmówić - a wtedy oboje podzielilibyśmy los rodziców.
  - Wybrałeś ich!? Dla mnie? - Łzy ponownie popłynęły jej po policzkach.
  - Musiałem.
           Wtuliła się w jego ramię. Czuła się jak w domu. To takie cudowne odzyskać chęć do walki o życie. Teraz ma Masona i dla niego będzie walczyć.
  - Czemu mówiłeś, że Vol... Sam-Wiesz-Kto mnie nie zabije... ciebie nie zabije?
  - Służę mu tylko byś mogła żyć. Tylko ty się liczysz Moja Mała Clar.
           Przyjrzała mu się badawczo.
  - Mam coś czego Czarny Pan potrzebuje więc mnie nie zabije, na razie. A ja nie będę żył, jak ciebie nie będzie.
  - Jak to nie będziesz żył?! Dlaczego?!
           Przytulił ją jeszcze mocniej do siebie. Pogłaskał po głowie i po policzkach. Nadal nie mógł uwierzyć, że ona tu jest. Że ją odzyskał.
  - Nie chcę żyć, bez mojej małej siostrzyczki.
           Clary znów się rozpłakała. Była dla niego wszystkim. On bardzo ją kocha. Też go kocha. Chociaż przez tyle lat go nie znała, nie pamiętała... to pamięta go teraz. To on zostawił ją w sierocińcu kiedy miała pięć lat. Sam nie był jeszcze dorosły. Miał zaledwie dwanaście lat.
           Teraz to nieważne. Ważne jest to, że znów odzyskała brata. Swojego kochanego brata – Masona.
  - Mason - powiedziała. - Czemu pamiętam ciebie, a rodziców nie? Czemu w ogóle o tobie zapomniałam? Czemu nie mogę przypomnieć sobie nic więcej?
  - Cii.. Maleńka, już wszystko będzie dobrze - pogłaskał ją po policzku. - Odpowiem ci na wszystkie pytania, ale nie teraz i nie tutaj. Musimy tam wrócić.
  - Co?! Nie!! Ja nie chce! Nie mogę! Ale...
           Spojrzała na niego. Zapomniała przez moment o tym, którego kochała. Ten, który cały czas był tam i pewnie zwijał się z bólu. Draco.
  - Wracajmy - powiedziała Clary i ruszyła w stronę wejścia.
           Potknęła się i prawie by wylądowała na ziemi, ale Mason trzymał ją w żelaznym uścisku.
  - Czeeeekaaaaj - powiedział. - Gdzie ci się tak śpieszy?
           Był zdezorientowany. O co jej teraz chodzi. Przed chwilą nie chciała tam wracać. Czuł przez moment, że będzie musiał ją tam zaciągnąć. Teraz chce iść sama? Czemu.
  - Muszę mu pomóc.
           To się mu nie spodobało. Co miała na myśli? O kim mówiła? Czyżby o tym synu Lucjusza? Słyszał o nim. Dostał jakieś zadanie od Czarnego Pana i nie podołał. Teraz pewnie będzie przez niego torturowany. Tak to zawsze było.
  - Komu Clary? Komu ty chcesz pomóc?
  - Draco - powiedziała krótko.
           Popatrzyła na niego błagalnym wzrokiem. Było widać, że poważnie się nad czymś zastanawia.
  - Nie możesz. Nikt nie może mu pomóc.
  - Pomogę mu...
  - Clary mówię nie!
           Pierwszy raz podniósł na nią głos. Aż ją zatkało, nie miała ochoty dalej się sprzeczać, ale musiała postawić na swoim.
  - Mason ja...
  - Chodźcie ze mną - powiedział ktoś za jej plecami.
           Dziewczyna odwróciła się gwałtownie i wtedy zobaczyła mężczyznę ubranego jak wszyscy inni śmierciożercy. Lecz ten mężczyzna miał o wiele milszą twarz.
  - Już idziemy Alanie.
  - Dobrze Mason, dobrze wiesz, ze nie szukam kłopotów wśród śmierciożerców.
           Rozmawiają tak swobodnie. Kim on jest? Czy Mason go zna? Wie jak się nazywa – Alan. Ale czy może jest nadzieja, że ten mężczyzna jest taki sam jak Mason? Nie chce być pod władzą Voldemorta, ale ukrywa się ze swoją myślą, by nie stracić czegoś co jest dla niej ważne.
  - Masonie proszę cię, muszę mu pomóc - ponownie spróbowała. - On jest dla mnie ważny.
           Spojrzał na nią. Nie mogła nic wyczytać w jego twarzy. Wiedziała, zę jeżeli teraz się nie zgodzi, to już nie ma nadziei.
  - Chodźmy, coś wymyślimy - odpowiedział.
           Clary kamień spadł z serca. Mason wziął ją na ręce. Nie była w stanie chodzić przez złamaną nogę. Clary tego nie dostrzegła, ale gdy mijali Alana, obaj wymienili się spojrzeniami, jakby chcieli dojść do jakiegoś porozumienia.
  - Tylko co zrobimy? - spytała się Clary pełna nadziei. - Co jeśli on nie żyje?!
  - Nie martw się, Draco jeszcze żyje - powiedział idący za nimi śmierciożerca.
           Clary zamarła na chwilę. Skąd on wie, o kogo jej chodzi? Czyżby ich podsłuchiwał! Czyżby słyszał całą ich rozmowę? Kim on jest?
  - Skąd...?
           Mężczyzna uśmiechnął się. Zrozumiał co dziewczyna ma na myśli.
  - Domyśliłem się, że o niego ci chodzi. Nikogo więcej Czarny Pan nie przesłuchuje w bolesny sposób.
           Clary wydała pisknięcie na te słowa. Draco, biedny Draco. Czarny Pan nie daje za wygraną. Ile jeszcze jest w stanie znieść blondyn? Musi mu pomóc! I to szybko!
  - Muszę mu pomóc - powiedziała szeptem, gdyż zabrakło jej tchu.
           Mason postawił ją powoli na ziemi. Chwiała się, dlatego mocno ją przytrzymał. Alan przeszedł obok nich i stanął za Clary.
  - Maleńka naprawdę chcesz mu pomóc? Kim on dla ciebie jest?
           Nie musiała się długo zastanawiać. Draco był dla niej wszystkim. Kochała go z całego serca i bolała ją każda rozłąka, każde jego cierpienie. Dlatego nie ma wyboru. Pomoże mu, ale zginie przepełniona bólem.
  - Wszystkim Masonie. Ja go kocham. Nie mogę bez niego żyć. To życie nie miałoby już sensu, gdyby nie było w nim Dracona.
           Chłopak spuścił z niej wzrok. Po chwili jednak spojrzał na Alana i z powrotem na nią.
  - Wybacz mi Moja Mała, ale muszę to zrobić.
  - Dla ciebie - powiedział do niej Alan.
           I wtedy Mason objął Clary bardzo mocno od tyłu, a dłonią zakrył jej oczy.
           Clary stawała się coraz bardziej senna, oczy się jej przymykały. O dziwo nie zasnęła – tylko na chwile mrok stanął jej przed oczyma.

wtorek, 13 sierpnia 2013

XXXV „Voldemort cz. 3”


kolejny rozdział o Lordzie Voldemorcie :)
mam nadzieje, że się spodoba <33



  - Zawiódł byś mnie - powiedział już ciszej Voldemort. - Zawiódłbyś mnie niesamowicie.
           Podszedł do Malfoya gwałtownie i pociągnął do góry by stanął na równe nogi i rzucił go o ścianę. Draco trząsł się cały. Był przerażony tak jak i ona. Na jego twarzy było widać ból i strach. On cierpiał. Clary nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo on cierpiał.
  - A teraz omówimy inne sprawy Draco. Jak ta dziewczyna.
           Draco gwałtownie spojrzał na Clary. Już prawie płakał.
  - Clary Malone prawda?
           Clary wpatrywała się w niego z obrzydzeniem na twarzy. Co on zrobił Draconowi!! Nie mogła znieść tej myśli, ze Voldemort go skrzywdził, ze go torturował zaledwie dwie minuty temu. Teraz zmierzał w jej stronę.
  - Mądra, piękna i odważna dziewczyna.
           Był już prawie przy niej. Lecz nagle stanął. W tym miejscu gdzie leżał pierścień. Na jego twarzy dostrzegła... zdziwienie?
  - A niech mnie...
           Podniósł pierścień i przyjrzał się mu z bliska.
  - Skąd go masz?!?!?
           Dostał szału. Podszedł do niej tak szybko, że ona nie zdołała nawet zorientować się w sytuacji. Zaczął nią szarpać a w ostateczności uderzył o ścianę tak, ze Clary zgięła się z bólu. Czarny Pan wymierzył w nią różdżką.
  - Skąd go masz!!! - Nie tylko mierzył nią różdżką, ale Clary poczuła, ze się dusi.
  - Mam go - ledwo udało się jej to powiedzieć.
           Mierzył ją swoim śliskim wzrokiem. Clary poczuła ogromny gniew w sobie, że nabrała sił by powiedzieć mu wszystko.
  - Mam go od urodzenia, on jest mój - warknęła.
           Nagle ku jej zdziwieniu Voldemort puścił ją i Clary upadła na ziemie. Draco zaczął czołgać się w jej stronę. Udało mu się, ale chwycił tylko jej rękę. Dziewczyna zobaczyła jak bardzo jest poraniony.
           Spojrzała na Voldemorta a on ponownie obrócił się w ich stronę.
           Zaśmiał się głośno, tak bardzo, ze przeszły ją ciarki. Co się dzieje? O co chodzi? Co z tym pierścieniem nie tak? Czemu tak się tym przejął? Czy to będzie już koniec? Czy właśnie nadszedł jej koniec?
           Voldemort podszedł powoli do niej i schylił się tak by spojrzeć jej w oczy. Ponownie się zaśmiał. Clary jednak nie wiedziała o co chodzi. Co się teraz z nią stanie? Co dalej będzie?
  - Clary?
           Draco również nie orientował się w sytuacji.
  - Wreszcie cię znalazłem - powiedział Voldemort. A Clary poczuła się jakby wbito jej nóż w serce. Co? Co znaczy, że ją wreszcie znalazł? - Nie sądziłem, że to nadejdzie, ale jednak! I to sama przyszłaś do mnie!
           Śmierciożercy zaczęli podnosić się z ziemi. Patrzyli się na nich z oszołomieniem, jakby się   tego nie spodziewali. Jakby byli zaskoczeni równie mocno jak Voldemort.
  - Panie - zaczął Macnair. - Czy to ona? Czy to jest to dziecko?
  - Owszem.
  - Jakie dziecko? O co chodzi - pytał się Greyback.
  - Widzisz Czarny Pan ufa ci na tyle, żeby ci nie mówić o tym - warknął z satysfakcją Snape.
  - Dosyć!!! - powiedział Voldemort.
           Wszyscy zamilkli.
  - Oto panowie przedstawiam wam Clary. Prawnuczkę Morfina Gaunta.
           Śmierciożercy uśmiechnęli się od ucha do ucha, oprócz Snape'a.
           Clary była sparaliżowana. Co to ma znaczyć!? Kto to w ogóle jest?
  - Kim... kim on jest!!!? - krzyknęła Clary.
           Voldemort pokiwał głową.
  - Niegrzeczna dziewczynka. Nie tak się odzywa do rodziny.
           Uśmiechnął się szeroko i zawył.
  - Morfin, to brat mojej matki Clary - powiedział i jeszcze bardziej się zaśmiał.
           Jak to jest możliwe!? Jest spokrewniona z Czarnym Panem. Nie mogła się ruszyć, nie mogła wstać ani nic mówić. Prawie nic nie widziała i nie słyszała. To był dla niej szok. Zluźniła uścisk dłoni Dracona. Miała mrok przed oczami, zaraz chyba zemdleje. Tej wieści nie mogła do siebie dopuścić, to było niemożliwe. To było niemożliwe!
  - I co ja mam z tobą zrobić? - spytał się Voldemort, widać było jak bardzo to go bawi.
           Czy teraz ją zabije? Czy to już koniec? Może odejść w spokoju tylko wtedy, gdy dowie się czegoś o rodzicach. Ponownie odzyskała mowę.
  - A rodzice? - Zerwała się z podłogi, zignorowała ból. - Co z nimi!?
  - Ellie i Sage mieli się dobrze - zażartował Dołohow. - Dopóki nie musieliśmy się ich pozbyć.
  - Co? - szepnęła Clary.
  - Oh nie rób takiej nadąsanej miny bo mi się chce płakać - powiedział Greyback. - Zaraz nie! Mnie się chce śmiać!
           Wilkołak zaśmiał się głośno razem z Dołohowem, Voldemort również zawył swoim śmiechem.
  - Ellie i Sage - powiedziała do siebie cicho Clary. - Ciekawe jacy byli.
  - A teraz trzeba cię zabić - powiedział Greyback i ruszył w jej stronę.
           Clary krzyknęła i przewróciła się na ziemie.
  - Nie!  - krzyknął ktoś bardzo cichym i chrapliwym głosem.
  - Draco - szepnęła Clary. - Nie.
           Chłopak wstał i stanął na drodze śmierciożercy. Ten gdyby tylko chciał mógłby powalić go jedną ręką. Chłopak był słaby, wykończony. On ledwo żył! Mimo to cały czas myślał tylko o Clary, nie o sobie. Ona był najważniejsza, nie on. Dla niej zrobi wszystko. Nawet da się zabić.
  - Nie zabijemy jej Greyback - powiedział Snape.
  - A to niby dlaczego?!
  - Panie? - Spojrzał w stronę Voldemorta.
  - To nie ten czas mój drogi przyjacielu – powiedział do wilkołaka. - Ellie i Sage musieli zginąć. Niestety nie z mojej ręki, ale liczą się efekty prawda?
           Dołohow i Macnair zaśmiali się głośno. To oni na polecenie Czarnego Pana poszukiwali rodziny Gauntów. Z oczekiwanym sutkiem oczywiście.
  - Nie ty Greyback - powiedział czarnoksiężnik i uśmiechnął się ślisko. - Wiem, że nie zostałeś poinformowany, ale kto inny zajmie się dziewczyną.
           Greyback był zdezorientowany. O co chodzi? KTO ma się nią zająć jak nie on?! Jest najlepszy w fachu zabijania. Ma to we krwi! Po to się urodził! By zapijać, mordować, ranić, niszczyć i palić!
           Zza drzwi było słychać krzyki. Jakiś mężczyzna.
           Voldemort się głośno zaśmiał a z nim Dołohow.
  - On już wie - powiedział do Czarnego Pana. - Wpuścić go?
  - Tak! O tak!
           Greyback usunął się w cień. Chciał dowiedzieć się więcej o tej sytuacji więc postanowił tylko się przyglądać.
           Snape ledwo zdążył otworzyć drzwi a do salonu wbiegł mężczyzna. Był dość młody i wysoki. Za nim wbiegło jeszcze paru śmierciożerców.
  - Panie - powiedział jeden z nich. - On nie chciał słuchać. Mamy go przymknąć?
  - Nie - powiedział Czarny Pan. - nie trzeba, właśnie o nim wspominaliśmy.
           Ponownie spojrzał na Clary, która nic z tego nie rozumiała. Przybyły chłopak też się jej przypatrywał jakby ze strachem, niedowierzaniem, ale również jakby ulgą.
  - Clary? - powiedział chłopak o blond włosach.
           Zbliżył się do niej na parę kroków.
  - O matko! - do pokoju weszła Bellatrix. - Zabierzcie ich stąd! Wyrzućcie ich na dwór ale już!
           Kilku śmierciożerców pochwyciło chłopaka i zaczęło go ciągnąć w stronę wyjścia. Dołohow gwałtownie podszedł do Clary i szarpnął ją tak, że krzyknęła z bólu.
  - Nie! Zostaw! - krzyknął blond chłopak.
           Śmierciożerca ciągnął ją prawie po ziemi. Zdążyła jeszcze raz spojrzeć na Dracona, który również nie wiedział co się dzieje. Powiedział do niej bezgłośnie: „Kocham cię”. Na pewno tak powiedział! Ona to widziała! Ona też go kocha! Wszystko będzie dobrze.
  - No Malfoy, pogadamy sobie teraz - powiedział Macnair. - Czarny Pan chce wiedzieć...
           Więcej Clary już nie usłyszała. Śmierciożerca ciągnął ją tak jak tamtych dwóch ciągnęli tego nieznajomego chłopaka. Cy tamten też jest śmierciożercą? Jeśli tak, to czemu traktują go tak samo? Czy on też zdenerwował czymś Voldemorta, tak jak ona tym pierścieniem?
           Tego się jednak nie spodziewała, zostawili ich samych oboje na zewnątrz. Pewnie chcieli wrócić do Czarnego Pana, zobaczyć jak będzie znów torturował Dracona. Na samą myśl ciarki ją przeszły i zrobiło się jej niedobrze, kiedy przypomniała sobie o krwawych ranach ukochanego. Clary leżała na ziemi i wpatrywała się w ziemie. Nie była w stanie ustać na nogach. Panowała cisza, była to miła odmiana tych wszystkich złych rzeczy, które przydarzyły się jej w ostatnim czasie.
  - Clary? To naprawdę ty?
           To ten chłopak. Odwróciła się w jego stronę. Stał w bezruchu i się w nią wpatrywał tymi wielkimi, pięknymi, szarymi, oczami. Miała dziwne przeczucie, że są jej znane. Już kiedyś je widziała? Ale gdzie? Kto ma takie oczy?
           Nic nie powiedziała. Postanowiła wstać z ziemi, by lepiej mu się przyjrzeć, a później wypytać się o wszystko co tu się wydarzyło. Dlaczego jeszcze żyje?! Czy to jest prawda, że jest krewną samego Voldemorta? Czy naprawdę jej rodzice nie żyją. Łzy pojawiły się w jej oczach. Dziewczyna jednak zorientowała się, że to nie na wspomnienie o rodzicach, tylko przez ból w jej lewej nodze. Chyba miała ją złamaną, a przynajmniej skręconą.
  - Uważaj - powiedział chłopak. Wyciągnął do niej ręce jakby chciał jej pomóc, ale zaraz je cofnął. - Przepraszam, nie powinienem.
  - W porządku - powiedziała powoli Clary. Musi być ostrożna, nic o nim nie wie przecież. Nie wie kim jest.
           Widać było jednak, ze on dokładnie wie kim ona jest. Ale skąd? Kim on jest?
  - Co się stało? - spytała się dziewczyna, miała zachrypnięty głos. To pewnie z przemęczenia. Ale nie może pokazać mu, że jest słaba. Może do chwili, aż się dowie kim on jest i po czyjej stoi stronie. Czy on może coś jej zrobić? - Czemu ja... nadal żyje?
           Syknęła z bólu, naprawdę miała złamaną nogę, ale się nie podda. Twardo będzie stała i rozmawiała z nim, dopóki wszystkiego się nie dowie.
  - Nie zginiesz - oznajmił.
  - Ale dlaczego?! I kim ty jesteś?!
  - Clary, spokojnie - podniósł ręce do góry. Chciał jej pokazać, że nic jej nie zrobi. - Uwierz mi, że jestem ostatnią osobą, która miałaby ci cokolwiek zrobić.
  - Kim ty jesteś?! - Clary nie dawała za wygraną.
           Chłopak uśmiechnął się lekko. Ale czemu? Co go tak rozbawiło? Co znowu takiego powiedziała? Jakim prawem on się uśmiecha, gdy wszyscy cierpią?! Ona już ledwo stoi, Draco teraz pewnie krzyczy z bólu. Voldemort nie da za wygraną, póki nie da mu nauczki.
  - Zawsze byłaś taka zadziorna. Mała Clary.
           Co? Jak to „zawsze”? Kiedy to on ją niby widział? Skąd on ją zna? Czyżby ją obserwował?
  - Coś ty za jeden? - powtórzyła ostro Clary.
           Chciała zachować groźną minę, ale jej nie wyszło. Nie mogła, gdy tylko patrzyła się w te jego oczy. Gdy je widziała w jej sercu panował spokój. Ale dlaczego?
  - Chcesz wiedzieć kim jestem? Skąd cie znam? - pytał się chłopka powoli zbliżając się do niej.
           Clary kiwnęła głową. Jakoś już nie czuła strachu, ból się zmniejszył.
  - Ty też mnie znasz Clary, tylko musisz pomyśleć, przypomnieć sobie. - Podszedł do niej jeszcze bliżej Pamiętasz mnie?
           Patrzyła się w jego oczy. Tak. Zna te oczy. Już wie do kogo należą. Kto ma identyczne oczy.
  - Jesteś...
           Nie mogła w to uwierzyć. Czy to naprawdę się dzieje?
  - Tak Clary, a może raczej, Moja Mała Clar. - Uśmiechnął się do niej. - Jestem...


Ciąg dalszy nastąpi....   już 16 sierpnia !! :)

jako, że wtedy obchodzę swoje urodziny, chętnie wysłucham waszych oczekiwań co do dalszego ciągu  opowiadania. Wszystko to już 16 sierpnia  !!! <333