niedziela, 15 marca 2015

LIV „Wszystko się zmieni”

          Dziewczyna nie zdziwiła się, że po raz kolejny obudziła się w Skrzydle Szpitalny. Otworzyła oczy i rozejrzała dookoła.
  -  Jak jeszcze raz coś ci się stanie to odeślę cie do domu  -  powiedziała do niej z lekkim uśmiechem profesor Sprout.  -  Ale wszystko w porządku?
          Pokiwała głową. Była bardzo osłabiona, nie miała nawet siły by podnieść się z łóżka.
  -  To dobrze.
          Nauczycielka wyszła i Clary została sama.
          Leży w skrzydle szpitalnym, pewnie Alan ją tutaj przyniósł po tym jak zemdlała. Ale czemu tak się stało? Już pamięta. Starała sobie przypomnieć.
  -  Mamo?! Tato?!
          Pamięta. Niewiele, ale jednak. Przed oczami ma ich twarze. Czy to jest możliwe, że pamięta wszystko tak dokładnie? Czy to wiąże się z mocą?
          Byli tacy uśmiechnięci tego dnia. Tacy radośni.
          Te starania nie poszły na marne, nie przypomniała sobie dużo, ale pamięta. Wie jak wyglądają. To było równie cudowne jak spotkanie po tylu latach znowu Masona.
          Łzy napłynęły jej do oczu. Tak bardzo za nimi tęskni, dlaczego nie żyją?! Smutek przeraził się w złość. Mimo tego nadal płakała. Nie może tak tu bezczynnie siedzieć. Przecież musi coś zrobić. Najpierw jednak chce się zobaczyć z Cedrikiem. Nie widziała go od wczorajszego poranka. Nim ruszyła na poszukiwania Alana spędziła z nim bardzo cudowne chwile.







*      *      *      *


          Tamtego dnia

          Zeszła do pokoju wspólnego. Było dość wcześnie. Myślała, że jeszcze wszyscy śpią, a na śniadanie było jeszcze za wcześnie, zwłaszcza, że była sobota.
  -  Gdzie tak pędzisz?
          Jednak nie była sama. To Cedrik, siedział w fotelu naprzeciwko kominka i czytał książkę. To była chyba książka z Eliksirów. Profesor Slughorn był dobrym nauczycielem, ale mimo pozorów był bardzo wymagający. Już w poniedziałek mieli zaliczenie z ważenia substancji dzięki której przedmioty potrafiły zmieniać swój kolor. Ten wywar posiadał skomplikowaną recepturę, więc należało zapoznać się z nią o wiele wcześniej by być już przygotowanym. Cedrik wyraźnie chciał zostać z tego dobrą ocenę.
          Kiedyś planował pracować w ministerstwie więc potrzebował jak najlepszych ocen z eliksirów, obrony przed czarną magią i zaklęć.
  -  Chciałam spotkać się z przyjacielem  -  powiedziała.
  -  A, ten z Ravenclaw?
          Co? Kto? Miała na myśli Alana, ale on nie zna Alana. Pewnie chodziło mu o Gale'a. Ale dobrze, że tak pomyślał. Przynajmniej nie będzie musiała wymyślać innego kłamstwa. Miała już tego dość, bardzo chciała mu wszystko opowiedzieć, ale nie mogła. Chciała, żeby chociaż wiedział w jakim jest niebezpieczeństwie przez nią. Jeśli Czarny Pan dowiedziałby się o nim, mógłby w jakiś sposób jej zagrozić, tak jak wcześniej groził innym. Nie mogłaby go utracić.
  -  Tak, nazywa się Gale Peverell. Kiedyś się przyjaźniliśmy, mieszkaliśmy razem w sierocińcu.
          Chłopak skinął głową. Wiedział, że dziewczyna jest sierotą i do tego jedynaczką. Wiedział, że mieszka razem z ciocią Betty. Chociaż nie jest jej prawdziwą rodziną.
          Odłożył książkę na bok i podszedł do niej,
  - Musisz iść?
          Uśmiechnął się lekko. Clary kochała ten jego nieśmiały uśmiech. Był taki cudowny. Od razu poprawił się jej humor. Teraz już wszystko nie miało znaczenia, Alan może poczekać, przecież nigdzie nie zniknie. A ona pragnęła być teraz tylko z Cedrikiem.
          Przytuliła się do niego. Tak bardzo jej tego brakowało. Tyle wycierpiała, a on łagodził te wszystkie rany swoją osobą. Wystarczyło, że był przy niej.
  -  Nie, może poczekać  -  powiedziała po chwili.
          On również przytulił ją do siebie. Też był szczęśliwym Po tym wszystkim co ich spotkało, czuł, że mogą odbudować z Clary przyjaźń.
          Od tamtego wieczoru w jego sypialni coraz częściej się spotykali by porozmawiać. Rozmawiali o tym jak oboje czują się w tej sytuacji. Dziewczyna starała się go przekonywać, że już go nie zawiedzie, kiedy tylko dostanie szanse. Wierzył jej. Tak mu się zdawało. W głębi duszy chciał jej wierzyć. Oboje jednak wiedzieli, że potrzeba czasu, by to wszystko odbudować - zaufanie. Ale Ced uważał, że byli na dobrej drodze.
  -  Śniło mi się coś dziwnego dzisiaj  -  powiedziała, po czym z uśmiechem spojrzała na niego.
  -  Co takiego?
          Oboje usiedli na kanapie przy kominku. Pierwszy raz od rozstania z Masonem czuła się naprawdę szczęśliwa. Miała przy sobie Cedrika, jej pierwszą miłość.
  -  Byłam w szklarni profesor Sprout, a tam Snape razem z profesorem Flitwickiem układali plan ataku na gabinet Dumbledora.
  -  Naprawdę?
          Cedrik nie mógł opanować śmiechu. Dla nich obojga wydawało się to bardzo zabawne.
          Rozmawiali z dobrą godzinę. Później razem poszli na śniadanie, a później do biblioteki by wypożyczyć dla Clary książkę z receptą na wywar na eliksiry.
          Przez te wyjątkowo dziwne święta w domu Alana, Clary nie miała nawet czasu bu udać się po podręczniki na drugi semestr. Nikt z nich o tym nie pomyślał, nawet Mason.
          Przed obiadem Ced postanowił iść się pouczyć w samotności, dla Clary był to odpowiedni moment, by znaleźć Alana.








*      *      *      *


          Clary leżała na łóżku z Skrzydle Szpitalnym. Złość ją nie opuszczała.
  -  Nie będę tu sama siedzieć.
          Wstała z łóżka, ale nie był to do końca dobry pomysł. Od razu upadła na ziemię. Nie miała siły nawet wstać. Kamienna posadzka była bardzo zimna, ale dzięki temu mogła myśleć jasno. Usiadła i ponownie rozglądnęła się dookoła. Coś było nie tak. Było o wiele jaśniej niż zwykle. Która godzina? I dlaczego na zewnątrz nie ma już śniegu!
  -  To niemożliwe!
          Mimo osłabienia wstała z ziemi i doczołgała się do okna. Na zewnątrz nie było już śladu zimy. Ile czasu była nieprzytomna?
  -  Oh Clary, powinnaś leżeć.
          Odwróciła się i zobaczyła, że w drzwiach stał Alan.
  -  Ile spałam? Powiedz mi.
  -  Prawie cztery tygodnie.
          Co?

wtorek, 3 marca 2015

LIII „Kiedy nadejdzie wiosna”

          Jak mogła być taka głupia? Nie można nikomu ufać. Gdzie ten Alan?! Za wszelką cenę nikt nie może się dowiedzieć o tej rozmowie z Draconem. Alan by go zabił, nie ważne co by powiedział Voldemort. Jak nie Alan to Mason, najechałby na całą szkołę tylko po to by go odnaleźć.
          Wreszcie, tu jest.
  -  Alan!
          Podbiegł do niego, ale w tym samym momencie kiedy stanęła obok niego zobaczyła, że rozmawia z Gale'em. Dziewczyna cofnęła się o krok do tyłu.
  -  Co wy tu?
  -  Chyba czas księżniczko na poważną rozmowę.
          Nic z tego nie rozumiała, ale było w porządku. Nie bała się, Alan był tu razem z nią.
  -  No słucham  -  powiedziała już z większą pewnością.
          Oboje pokręcili głową.
  -  Nie z nami  - powiedział Gale.
          Nic z tego nie rozumiała. To z kim?
  -  Z Masonem  -  dodał Alan.
          Tak! To znaczy, że w końcu będzie mogła się z nim spotkać.
  -  Kiedy? Gdzie?!
  -  Spokojnie. Idź po coś ciepłego, na dworze jest niezła śnieżyca.






*      *       *      *


          Godzinę później

          Clary gdy tylko go zobaczyła rzuciła się bratu na szyje.
  -  Tu możemy spokojnie porozmawiać.
          Dziewczynę na razie nie obchodziło o czym mają rozmawiać. W dalszym ciągu rozmyślała o spotkaniu z Draco. Nie wiedziała dlaczego tak się zachował. Czy naprawdę chciał ją udusić? Ale dlaczego? Jego ból był, aż taki mocny, że postanowił pozbyć się jego przyczyny? To bez sensu.
          Z drugiej strony cieszyła się, że mogła spotkać się z Masonem i znowu poczuć się bezpiecznie.
  -  Chyba nie chcieliście zacząć beze mnie?
          Do pokoju weszła Stella. Nie przestała się uśmiechać, nawet gdy zobaczyła, że Clary jest z nimi.
  -  Co ona   -  spojrzała na wszystkich zgromadzonych  -  tutaj  robi?
          Clary nie widziała u niej takiego tonu głosu. Był taki dumny, a zarazem szyderczy. Nie wydawała się już tak sympatyczna, jak niedawno. Czy tylko udawała miłą, by wydobyć z Clary informacje? Czy może jej planem było zyskanie jej zaufania. Niestety nie udało się jej. Nie ufała ani jej, ani jej bratu.
  -  To przez was  -  warknął Alan.  -  Zebrało wam się na szczerości.
  -  Widzę, że szykuje się przedstawienie, chętnie popatrzę.
          Zaśmiała się cicho, ale brzmiało to bardzo złowrogo.
          Dla Clary Stella idealnie pasowałaby do Śmierciożerców, była tym zachowaniem tak bardzo podobna do tej wiedźmy z dworu Malfoya.
          Ona już nie jest jej przyjaciółką, nie taką Stellę poznała i uwielbiała.
  -  Zamknij się  -  powiedział Alan.
  -  Clary ja muszę ci coś wyjaśnić.
  -  To trochę dziwne ale się przyzwyczaisz. Nie, tak nie powiem. Zrozum, ukryłem to dla twojego dobra. Tak też nie. Jak jej to powiedzieć, żeby mnie nie znienawidziła?
          To było dziwne. Mason nic nie mówił, ale jednak usłyszała jego głos. Coś jest z nią nie tak, może jest zbyt przemęczona. Czy naprawdę to był Mason? Jest jeden sposób by się przekonać.
  -  Nie znienawidzę cię, cokolwiek chciałbyś mi powiedzieć.
          Spojrzał na nią z zaciekawieniem, później spojrzał na resztę. Byli oszołomieni.
  -  Clary!  -  powiedział podekscytowany chłopak.  -  Jak to zrobiłaś?
  -  To jednak byłeś ty, ale ja nie wiem jak.
          Spojrzała na Alana, on w dalszym ciągu nie potrafił zorientować się w sytuacji.
  -  Jak udało ci się przeczytać moje myśli?
  -  To niemożliwe  -  powiedziała Stella i gwałtownie podeszła do nich obojga.  -  To niemożliwe.
  -  Ale jednak.
          Alan uśmiechnął się szyderczo, Mason równie był zadowolony ze swojej siostrzyczki.
          Jedynie Clary nie miała pojęcia o co chodzi. Pewnie o to, że jakimś dziwnym sposobem weszła do umysłu Masona. Ale skoro Gale też to potrafi, to dlaczego ona by nie mogła?
  -  Mason! Wiesz, że to nie jest możliwe! Więc jak? To nie jest twoja siostra!
  -  Chwila! Nie, nie, nie, nie, nie, nie Stella  -  powiedział Mason.  -  Już nie przesadzaj.  -  To moja siostra.
  -  Więc jak?!
          Tylko dziewczyna była tak tym zdenerwowana, żaden z chłopców nie, raczej byli uradowani. Clary przysłuchiwała się całej tej rozmowie, by chodź trochę się dowiedzieć o co chodzi.
  -  Nie wiem  -  powiedział Mason z uśmiechem na twarzy.  -  Mówiłem wam, że Clary jest wyjątkowa.
  -  Wiem, że ona nim jest  -  powiedziała chłodno dziewczyna.
          Wszystkim nagle humor zszedł z twarzy.
  -  Przesadziłaś  -  powiedział Gale do siostry.  -  Chodź już.
          Ona również wiedziała, że przesadziła. Nie chciała jednak się do tego przyznać. Wszystko zależy od tego, by Clary się o tym nie dowiedziała. A ona mogła teraz wszystko zniszczyć. Zrozumiała, że to jest właśnie ta chwila, w której wyjdzie i ich opuści.
  -  Powiesz mi, gdy się tylko dowiesz  -  powiedziała ostrym tonem do Alana.
          Wyszła z pokoju, a za nią wyruszył Gale. Na pożegnanie skinął tylko głową do chłopaków, a Clary posłał niewinny uśmieszek.
          To jest odpowiedni moment by się wszystkiego dowiedzieć na spokojnie. Zostali sami. Tylko ona, Mason i Alan.
  -  No więc?
  -  Długo by opowiadać.  -  Clary uśmiechnęła się do niego.  -  Ale tak w skrócie mogę ci opowiedzieć.
          Oboje tego wieczoru wyjaśnili dziewczynie wiele spraw. Dowiedziała się więcej o darze nazywanych też przez czarodziei mocą. Posiadał ją Mason, Stella, Gale i sama Clary.
  -  Potrafię zmieniać ludzkie wspomnienia?
  -  Owszem  -  uśmiechnął się lekko do siostry.  -  Ale bez lat praktyki to jest prawie niemożliwe.
  -  Naucz mnie! Masonie! Naucz mnie!  -  powiedziała podekscytowana.
  -  Może kiedyś, kiedy już będziemy razem i znajdziemy trochę więcej czasu. Kiedy nadejdzie wiosna.
          Niechętnie, ale musiała przyznać mu rację. Dowiedziała się również co tak zdenerwowało Stellę. Niektóre rodzeństwa posiadają dar przenikania ludzkich umysłów. Lecz ten dar zabiera piersze dziecko zrodzone z tej samej matki i poczęte przez tego samego ojca.
          Dlatego Stella nie była zadowolona z tego powodu. Gale jest starszy, o parę minut, ale mimo tego jest starszy. Odziedziczył moc, której ona nie posiadała. Jednak Stella otrzymała w jakiś sposób inną zdolność. Potrafiła wejść do umysły kogoś innego w taki sposób, że widziała oczami i słyszała uszami tego człowieka. Nie miała na nic wpływu, ale tym mogła z dalekiej odległości przysłuchać się czyjejś rozmowie tak, by ten ktoś się nie zorientował.
  -  Więc jak to możliwe, że ja ją mam, a nie ty?
  -  Też ją mam Clary  -  powiedział Mason.
  -  A czy to oznacza, że nie jesteśmy rodzeństwem?
  -  Nie przejmuj się tym, nie ma takiej możliwości. W historii odnotowano kilka innych takich przypadków.
  -  Mam jeszcze jedno pytanie  -  Clary nie mogła się doczekać, aż się tego dowie  -  Kiedyś w domu Alana powiedziałeś, że nie potrafisz przywrócić mi moich wspomnień o rodzica. Że ty nie potrafisz, ale, że kiedyś może się nam uda. Tobie i mnie. Razem. Czy o to właśnie ci chodziło?
          Uśmiechnął się. Był zadowolony z tego powodu, że ma taką bystrą siostrzyczkę.
  -  Owszem. Z twoją i moją magią może się udać.
  -  Spróbujmy! Proszę cie Masonie! Proszę!
          Spojrzał na Alana, nie wiedział czy to do końca dobry pomysł. Ona nigdy tego  nie robiła, a to zabrałoby mnóstwo energii potrzeba by było do tego lat praktyki.
  -  Nie wiem czy się uda. Wątpię  -  powiedział Alan.
          Przyjaciel był mu wdzięczny za poparcie. Obaj nie chcieli jej teraz przemęczać. Uznali, że wpierw trzeba ją wyćwiczyć.
  -  Proszę  -  powiedziała z nadzieją w głosie.  -  Tylko spróbować.
          Zastanawiał się nad tym przez długi czas. Rozważał wszystkie opcje za i przeciw.
  -  Proszę?
  -  Przytrzymam ją  -  powiedział Alan.  -  Gdybyś miała upaść  -  dodał zwracając się do dziewczyny.
          Clary i Mason stanęli obok siebie. A Alan zaraz przy niej, asekurował ją na wypadek omdlenia.
  -  Zakryj oczy  -  powiedział do niej brat.
          Zrobiła jak powiedział, on sam przyłożył swoje dłonie do jej oczu. Po chwili usłyszała jego głos w głowie.
  -  Clary, czy pamiętasz naszych rodziców?
  -  Tak pamiętam, chcę pamiętać.
  -  Mów, że pamiętasz, albo po prostu słuchaj, ja będę mówił.
  -  Dobrze.
  -  Clary pamiętasz ich. Pamiętasz jak wyglądają, jak się ubierają, jak mówią i ruszają się, co mówią, jacy są...
          Wszystko stawało się dla niej coraz bardziej odległe. Coraz mniej rozumiała z tego co słyszała. Później słowa zamieniły się w bełkot, a na koniec nie słyszała już nic. Była sama w czarnej przestrzeni. Nic tu nie było. Nic nie słyszała, ani nie czuła.
          Chłopcy zauważyli, że już nic z tego nie będzie.
  -  Zabierz ją do zamku  -  powiedział Mason.
  -  Dobrze.
  -  I pilnuj  -  dodał pospiesznie,
          Alan tylko uśmiechnął się do niego i wyszedł z pokoju. Mason został sam.
  -  Ale pilnuj  -  powiedział do niego w myślach.
  -  Jak zawsze.