niedziela, 11 sierpnia 2013

XXXIV „Voldemort cz. 2”

Przypominam, że przed wami pojawił się 

rozdział z kolejnej części „Walka”.




           I wtedy go zobaczyła. Siedział tam, między czarodziejami w czarnych płaszczach przy dużym stole.
           To naprawdę był on.
           Voldemort.
           To chyba już koniec. Clary nie zostało już nic, straciła wiarę. Gdyby nie Draco uciekłaby stąd z krzykiem, a wtedy jeden z tych czarodziei na pewno by ją zabił. Nogi się jej trzęsły, a Czarny Pan się im przyglądał. Ten śliski, złowrogi głos działał na jej stan. Już wcześniej była przerażona, ale teraz to przekraczało wszelkie granice.
  - Draco... rozczarowałeś mnie - powiedział Voldemort z udawanym smutkiem. - Tyle czasu, a Dumbledore nadal żyje.
           Zaraz zaraz, to Czarny Pan nie był zawiedziony tym, że Clary starała się pomóc Draconowi? Czemu o tym nie wspomniał?
  - Starałem się ale...
           Matka spojrzała na niego ostrzegawczo. Teraz On przemawiał. Nie można mu przeszkadzać, tylko słuchać z pokorą. Draco jej usłuchał i mocniej ścisnął rękę Clary by na niego spojrzała.
           Dziewczyna płakała. Łzy spływały jej po policzkach i wargi jej drżały. Była przerażona i to bardzo. Jest na skraju wytrzymania.
           Niech się to już skończy! Niech już to będzie koniec!
  - Słyszałem o twoich próbach, lecz... chyba na próżno? - Draco przytaknął mu tylko, a on spojrzał groźnie na swoich wyznawców siedzących blisko niego. - Crabbe, Goyle wynocha. Dajcie naszym gościom usiąść.
           Śmierciożercy krzywo spojrzeli po sobie, a później na Clary i Draco. Wstali z miejsc i stanęli pod ścianom.
           Czarny Pan rozłożył ręce w ich kierunku i powiedział:
  - Usiądźcie.
           Blondyn spojrzał na swoją ukochaną, chciał jej tym przekazać, że nie mają wyjścia. Powoli oboje przeszli wzdłuż długiego stołu. Wszystkie oczy były skierowane w ich stronę. Bella również już usiadła na swoim miejscu, tak jak i Snape.
  - Dobrzee... - powiedział cicho Lord Voldemort. - Opowiedz Draco... Jak to się stało?
  - Ja... ja...
           Nie wiedział co odpowiedzieć. Ciarki go przeszły. Co zrobić by żadne z ich dwójki nie ucierpiało? Wziąć winę na siebie? Bał się. Strach go paraliżował ale musiał myśleć racjonalnie! Dla niej. Dla Clary.
  - Ja.. ja.. To tak wyszło.
  - Ha! - krzyknęła Bellatrix. - Tak wyszło? Jak śmiesz mówić Czarnemu Panu, że tak to jakoś wyszło!! Draco ty... !
  - Bella – warknął Greyback. - Zamknij się.
  - Sam się zamknij kundlu!
           Wilkołak zawarczał, a Clary przypatrywała się temu wszystkiemu z przerażeniem.
           Wilkołak? Jednym ze śmierciożerców jest wilkołak?! To nie może się dziać! Za dużo tego wszystkiego. Nie zniesie więcej.
           Kiedyś było inaczej. Kiedyś nie musiała się przejmować żadnymi wilkołakami, hipogryfami, ogrami, centaurami, chochlikami, boginami, dementorami ani w ogóle żadnymi złymi czarnoksiężnikami! Wtedy była szczęśliwa. Chodziła do szkoły, miała wielu znajomych. Zwykłych znajomych. Nie mieli żadnym magicznych zdolności. Wtedy czuła się taka jak wszyscy, była zwykłym mugolem. Mieszkała z ciotką Betty i żyła normalnie. Uczyła się matematyki, geografii świata i historii ludzkości. Nic jej nie groziło, mogła ze spokojem myśleć o przyszłości. O znalezieniu pracy i męża. Jako dziewięciolatka miała ogromne plany na przyszłość. Chciała poznać księcia z bajki, który przyjechałby po nią na białym rumaku i żyłaby z nim długo i szczęśliwie. Byłaby bezpieczna. Teraz jednak nie mogła powiedzieć, że jest bezpieczna. W żadnym stopniu nie pozostała jej nadzieja na ocalenie. Nie mogła już wyplątać się z tego wszystkiego, nie mogła zostawić tego za sobą i powiedzieć: tego nie było, to się jej tylko śniło. A może jednak? Może to było tylko jej jednym wielkim koszmarem. Może to wszystko było tylko snem. Nigdy nie dowiedziała się o swoich magicznych zdolnościach. Nie była czarodziejką, nie przeprowadziła się do Londynu, nie poznała Cedrika, Dracona, Lisy, Alice, Davida, Erica i wielu innych. Bo cóż by to było za życie? Tkwienie w ciągłym strachu przed utratą życia. Bycie przy Draconie już bez żadnego znaczenia. Teraz istnieje już tylko śmierć, która zbliza się do niej szybkim krokiem. Clary ją dostrzega, jest już blisko. Nic jednak nie może zrobić. On też nie. Chociaż Draco pragnąłby dla niej jak najlepiej, to już nie ma znaczenia.
           Spojrzała na niego. Utrzymywał kamienną, niewzruszoną twarz. Był taki jak wtedy gdy go poznała. Nie wykazywał żadnych uczuć, żadnej słabości. Był taki chłodny.
           To nie jest już Draco jakiego znała. A sądziła, że go zna, może się pomyliła? To nie był chłopak, którego kochała. Nie. Już nie.
           Jednak po chwili Draco spojrzał na nią, a ona w jego oczach ujrzała jego prawdziwe oblicze. Jednak nie utraciła go naprawdę. Jej kochany Draco nadal gdzieś tam jest, ale ukryty głęboko w środku. Tylko oczy zdradzały jakim człowiekiem jest naprawdę. Kocha ją. Przecież to widać. Dlatego ona nigdy nie przestanie go kochać. Do samego końca.
  - Dość - powiedział ktoś przy stole. Wszyscy zwrócili się w stronę Czarnego Pana.
  - Zostawcie nas - powiedział Voldemort.
  - Ale Panie! - zaczęła Bella. - Wszyscy mam wyjść i zostawić się z tymi dzieciakami?!
           Powoli obrócił się w stronę swojej wyznawczyni. Zaczął się śmiać więc wszyscy śmierciożercy również się śmiali.
  - Dosyć!!! - krzyknął Czarny Pan. - Muszę porozmawiać z nimi! Wynocha! Nagini...
           Spojrzał na swojego węża, który od razu znalazł się na stole i pełznął po nim szybko. Wszyscy oprócz Clary i Draco wstali z krzeseł. Ruszyli w stronę wyjścia.
  - Greyback, Dołohow, Macnair, oraz ty Severusie - powiedział Czarny Pan - macie zostać.
           Pani Malfoy oglądała się co chwile przez ramię i patrzyła bezradnym wzrokiem na syna. Bella pchała ją do wyjścia niezadowolona, ze jej Czarny Pan także kazał opuścić pomieszczenie.
           Clary z uwagą przypatrywała się wężowi. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo ją przerażał. Czuła się jakby już kiedyś wyrządził jej ogromną krzywdę. Przerażał ją fakt, że kiedyś już chyba widziała tego węża. Nie miała pojęcia gdzie, ale wiedziała, że tak jest. To wąż Czarnego Pana, pewnie wyrządził już tyle zła ile jego właściciel.
           Clary nie chciała się na niego patrzeć więc zaczęła wpatrywać się w swój pierścień. Te wzory na nich przypominały jej węża. Zawsze tak myślała, ale teraz była o tym przekonana. TO takie smutne, osobiście nie przepadała za wężami, bała się ich, ale pierścień i tak nosiła. Zawsze i wszędzie. Nigdy się z nim nie rozstawała.
  - No Malfoy - powiedział Greyback. - Jak tam sprawy z Dumbledorem?
  - Wszystko pod kontrolą - odpowiedział pospiesznie chłopak..
  - Tak? Bo jakoś mi się nie wydaje! - warknął.
           Snape zmierzył ich obu wzrokiem. Zbliżył się do Czarnego Pana i powiedział spokojnym tonem:
  - Może by tak Panie, nie pospieszać chłopaka, byle by zdążył na czas wykonać zadanie. Zeby dobrze je wykonał. - Podkreślił wyraźnie ostatnie zdanie by Greyback je dobrze zrozumiał.
 - A co ty tam wiesz Snape - odrzekł. - Ty tylko siedzisz w tym twoim przytulnym gabinecie i masz wszystko gdzieś!
           Malfoy bał się co postanowią. Więc postanowił się nie wtrącać w dyskusje.
  - Ty! Mógłbyś nam w końcu powiedzieć jak stoją sprawy!
           Antonin Dołohow zerwał się nagle i rzucił na chłopaka. Clary aż podskoczyła, ale była zbyt przerażona, żeby wydać jakikolwiek dźwięk. Macnair przyłączył się do szarpaniny. Przyznawał rację Snape'owi. Chłopak ma dobrze wykonać to zadanie, a nie szybko. Byle skutecznie.
  - Oh! Daj spokój Dołohow! - krzyczał Walden Macnair. - Daj mu spokój.
           Obaj wyciągnęli różyczki i celowali nimi w siebie i Draco. Clary nie mogła na to patrzeć, musi coś zrobić. Nie myśląc już o tym, że są to śmierciożercy, że Voldemort nie jest tym zbytnio zachwycony rzuciła się w ich stronę. Już chciała odciągnąć od nich Dracona, kiedy on na to nie pozwolił. Przewrócił ją, dając jej tym do zrozumienia, że ma się w to nie mieszać. Kiedy upadła pierścień ześlizgnął się jej z palca i poleciał o kilkanaście centymetrów dalej od miejsca, w którym upadła.
           Wszystko później potoczyło się bardzo szybko. Clary nie zdążyła nawet wstać. Lord Voldemort wpadł w szał. Machnął różdżką i śmierciożercy wili się na ziemi z bólu. 
           Sam zaś uderzył Malfoya tak, że tym razem Clary nie potrzymała się od krzyku. Blondyn zatoczył się do tyłu i z wielkim trzaskiem uderzył w ścianę. Cicho jęknął z bólu, ale nie chciał więcej ukazywać swojej słabości.
  - Malfoy mam nadzieje, że nie idziesz w ślady ojca.
           Znowu zrobił coś czego Clary nie odczuła, ale Draco najwyraźniej tak. Zgiął się w pół i obsunął na kolana. Jego twarz przepełniał ból, a Clary nic nie robiła. Nie mogła się ruszyć z miejsca. Ze strachem wpatrywała się w chłopaka.
  - Zawiódł byś mnie - powiedział już ciszej Voldemort. - Zawiódłbyś mnie niesamowicie.
           Podszedł do Malfoya gwałtownie i pociągnął do góry by stanął na równe nogi i rzucił go o ścianę. Draco trząsł się cały. Był przerażony tak jak i ona. Na jego twarzy było widać ból i strach. On cierpiał. Clary nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo on cierpiał.



oto kolejny rozdział :)
mam nadzieje, ze się spodoba
mam pomysł na historię, teraz będzie się działo 3 razy więcej  ;**
zachęcam czytelników, którzy są na bieżąco z nowymi rozdziałami tutaj: ,,Walka"  
dowiecie się tam wiele ciekawych rzeczach o nadchodzących rozdziałach :)

1 komentarz:

Dziękuje za każdy komentarz ;**