Przypominam, że przed wami pojawił się
rozdział z kolejnej części „Walka”.
I wtedy go zobaczyła.
Siedział tam, między czarodziejami w czarnych płaszczach przy
dużym stole.
To naprawdę był on.
Voldemort.
To chyba już koniec.
Clary nie zostało już nic, straciła wiarę. Gdyby nie Draco
uciekłaby stąd z krzykiem, a wtedy jeden z tych czarodziei na
pewno by ją zabił. Nogi się jej trzęsły, a Czarny Pan się im
przyglądał. Ten śliski, złowrogi głos działał na jej stan. Już
wcześniej była przerażona, ale teraz to przekraczało wszelkie
granice.
- Draco... rozczarowałeś mnie - powiedział
Voldemort z udawanym smutkiem. - Tyle czasu, a Dumbledore nadal
żyje.
Zaraz zaraz, to Czarny
Pan nie był zawiedziony tym, że Clary starała się pomóc
Draconowi? Czemu o tym nie wspomniał?
- Starałem się ale...
Matka spojrzała na
niego ostrzegawczo. Teraz On przemawiał. Nie można mu przeszkadzać,
tylko słuchać z pokorą. Draco jej usłuchał i mocniej ścisnął
rękę Clary by na niego spojrzała.
Dziewczyna płakała.
Łzy spływały jej po policzkach i wargi jej drżały. Była
przerażona i to bardzo. Jest na skraju wytrzymania.
Niech się to już
skończy! Niech już to będzie koniec!
- Słyszałem o twoich próbach, lecz... chyba na
próżno? - Draco przytaknął mu tylko, a on spojrzał groźnie na
swoich wyznawców siedzących blisko niego. - Crabbe, Goyle
wynocha. Dajcie naszym gościom usiąść.
Śmierciożercy krzywo
spojrzeli po sobie, a później na Clary i Draco. Wstali z miejsc i
stanęli pod ścianom.
Czarny Pan rozłożył
ręce w ich kierunku i powiedział:
- Usiądźcie.
Blondyn spojrzał na
swoją ukochaną, chciał jej tym przekazać, że nie mają wyjścia.
Powoli oboje przeszli wzdłuż długiego stołu. Wszystkie oczy były
skierowane w ich stronę. Bella również już usiadła na swoim
miejscu, tak jak i Snape.
- Dobrzee... - powiedział cicho Lord Voldemort. -
Opowiedz Draco... Jak to się stało?
- Ja... ja...
Nie wiedział co
odpowiedzieć. Ciarki go przeszły. Co zrobić by żadne z ich dwójki
nie ucierpiało? Wziąć winę na siebie? Bał się. Strach go
paraliżował ale musiał myśleć racjonalnie! Dla niej. Dla Clary.
- Ja.. ja.. To tak wyszło.
- Ha! - krzyknęła Bellatrix. - Tak wyszło? Jak
śmiesz mówić Czarnemu Panu, że tak to jakoś wyszło!! Draco
ty... !
- Bella – warknął Greyback. - Zamknij się.
- Sam się zamknij kundlu!
Wilkołak zawarczał,
a Clary przypatrywała się temu wszystkiemu z przerażeniem.
Wilkołak? Jednym ze
śmierciożerców jest wilkołak?! To nie może się dziać! Za dużo
tego wszystkiego. Nie zniesie więcej.
Kiedyś było inaczej.
Kiedyś nie musiała się przejmować żadnymi wilkołakami,
hipogryfami, ogrami, centaurami, chochlikami, boginami, dementorami
ani w ogóle żadnymi złymi czarnoksiężnikami! Wtedy była
szczęśliwa. Chodziła do szkoły, miała wielu znajomych. Zwykłych
znajomych. Nie mieli żadnym magicznych zdolności. Wtedy czuła się
taka jak wszyscy, była zwykłym mugolem. Mieszkała z ciotką Betty
i żyła normalnie. Uczyła się matematyki, geografii świata i
historii ludzkości. Nic jej nie groziło, mogła ze spokojem myśleć
o przyszłości. O znalezieniu pracy i męża. Jako dziewięciolatka
miała ogromne plany na przyszłość. Chciała poznać księcia z
bajki, który przyjechałby po nią na białym rumaku i żyłaby z
nim długo i szczęśliwie. Byłaby bezpieczna. Teraz jednak nie
mogła powiedzieć, że jest bezpieczna. W żadnym stopniu nie
pozostała jej nadzieja na ocalenie. Nie mogła już wyplątać się
z tego wszystkiego, nie mogła zostawić tego za sobą i powiedzieć:
tego nie było, to się jej tylko śniło. A może jednak? Może to
było tylko jej jednym wielkim koszmarem. Może to wszystko było
tylko snem. Nigdy nie dowiedziała się o swoich magicznych
zdolnościach. Nie była czarodziejką, nie przeprowadziła się do
Londynu, nie poznała Cedrika, Dracona, Lisy, Alice, Davida, Erica i
wielu innych. Bo cóż by to było za życie? Tkwienie w ciągłym
strachu przed utratą życia. Bycie przy Draconie już bez żadnego
znaczenia. Teraz istnieje już tylko śmierć, która zbliza się do
niej szybkim krokiem. Clary ją dostrzega, jest już blisko. Nic
jednak nie może zrobić. On też nie. Chociaż Draco pragnąłby dla
niej jak najlepiej, to już nie ma znaczenia.
Spojrzała na niego.
Utrzymywał kamienną, niewzruszoną twarz. Był taki jak wtedy gdy
go poznała. Nie wykazywał żadnych uczuć, żadnej słabości. Był
taki chłodny.
To nie jest już Draco
jakiego znała. A sądziła, że go zna, może się pomyliła? To nie
był chłopak, którego kochała. Nie. Już nie.
Jednak po chwili Draco
spojrzał na nią, a ona w jego oczach ujrzała jego prawdziwe
oblicze. Jednak nie utraciła go naprawdę. Jej kochany Draco nadal
gdzieś tam jest, ale ukryty głęboko w środku. Tylko oczy
zdradzały jakim człowiekiem jest naprawdę. Kocha ją. Przecież to
widać. Dlatego ona nigdy nie przestanie go kochać. Do samego końca.
- Dość - powiedział ktoś przy stole. Wszyscy
zwrócili się w stronę Czarnego Pana.
- Zostawcie nas - powiedział Voldemort.
- Ale Panie! - zaczęła Bella. - Wszyscy mam
wyjść i zostawić się z tymi dzieciakami?!
Powoli obrócił się
w stronę swojej wyznawczyni. Zaczął się śmiać więc wszyscy
śmierciożercy również się śmiali.
- Dosyć!!! - krzyknął Czarny Pan. - Muszę
porozmawiać z nimi! Wynocha! Nagini...
Spojrzał na swojego
węża, który od razu znalazł się na stole i pełznął po nim
szybko. Wszyscy oprócz Clary i Draco wstali z krzeseł. Ruszyli w
stronę wyjścia.
- Greyback, Dołohow, Macnair, oraz ty Severusie -
powiedział Czarny Pan - macie zostać.
Pani Malfoy oglądała
się co chwile przez ramię i patrzyła bezradnym wzrokiem na syna.
Bella pchała ją do wyjścia niezadowolona, ze jej Czarny Pan także
kazał opuścić pomieszczenie.
Clary z uwagą
przypatrywała się wężowi. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo ją
przerażał. Czuła się jakby już kiedyś wyrządził jej ogromną
krzywdę. Przerażał ją fakt, że kiedyś już chyba widziała tego
węża. Nie miała pojęcia gdzie, ale wiedziała, że tak jest. To
wąż Czarnego Pana, pewnie wyrządził już tyle zła ile jego
właściciel.
Clary nie chciała się
na niego patrzeć więc zaczęła wpatrywać się w swój pierścień.
Te wzory na nich przypominały jej węża. Zawsze tak myślała, ale
teraz była o tym przekonana. TO takie smutne, osobiście nie
przepadała za wężami, bała się ich, ale pierścień i tak
nosiła. Zawsze i wszędzie. Nigdy się z nim nie rozstawała.
- No Malfoy - powiedział Greyback. - Jak tam
sprawy z Dumbledorem?
- Wszystko pod kontrolą - odpowiedział pospiesznie
chłopak..
- Tak? Bo jakoś mi się nie wydaje! - warknął.
Snape zmierzył ich
obu wzrokiem. Zbliżył się do Czarnego Pana i powiedział spokojnym
tonem:
- Może by tak Panie, nie pospieszać chłopaka, byle
by zdążył na czas wykonać zadanie. Zeby dobrze je wykonał. -
Podkreślił wyraźnie ostatnie zdanie by Greyback je dobrze
zrozumiał.
- A co ty tam wiesz Snape - odrzekł. - Ty tylko
siedzisz w tym twoim przytulnym gabinecie i masz wszystko gdzieś!
Malfoy bał się co
postanowią. Więc postanowił się nie wtrącać w dyskusje.
- Ty! Mógłbyś nam w końcu powiedzieć jak stoją
sprawy!
Antonin Dołohow
zerwał się nagle i rzucił na chłopaka. Clary aż podskoczyła,
ale była zbyt przerażona, żeby wydać jakikolwiek dźwięk.
Macnair przyłączył się do szarpaniny. Przyznawał rację
Snape'owi. Chłopak ma dobrze wykonać to zadanie, a nie szybko. Byle
skutecznie.
-
Oh! Daj spokój Dołohow! - krzyczał Walden
Macnair. - Daj mu spokój.
Obaj wyciągnęli
różyczki i celowali nimi w siebie i Draco. Clary nie mogła na to
patrzeć, musi coś zrobić. Nie myśląc już o tym, że są to
śmierciożercy, że Voldemort nie jest tym zbytnio zachwycony
rzuciła się w ich stronę. Już chciała odciągnąć od nich
Dracona, kiedy on na to nie pozwolił. Przewrócił ją, dając jej
tym do zrozumienia, że ma się w to nie mieszać. Kiedy upadła
pierścień ześlizgnął się jej z palca i poleciał o kilkanaście
centymetrów dalej od miejsca, w którym upadła.
Wszystko później
potoczyło się bardzo szybko. Clary nie zdążyła nawet wstać. Lord Voldemort wpadł
w szał. Machnął różdżką i śmierciożercy wili się na ziemi z
bólu.
Sam zaś uderzył Malfoya tak, że tym razem Clary nie
potrzymała się od krzyku. Blondyn zatoczył się do tyłu i z
wielkim trzaskiem uderzył w ścianę. Cicho jęknął z bólu, ale
nie chciał więcej ukazywać swojej słabości.
- Malfoy mam nadzieje, że nie idziesz w ślady ojca.
Znowu zrobił coś
czego Clary nie odczuła, ale Draco najwyraźniej tak. Zgiął się w
pół i obsunął na kolana. Jego twarz przepełniał ból, a Clary
nic nie robiła. Nie mogła się ruszyć z miejsca. Ze strachem
wpatrywała się w chłopaka.
- Zawiódł byś mnie - powiedział już ciszej
Voldemort. - Zawiódłbyś mnie niesamowicie.
Podszedł do Malfoya
gwałtownie i pociągnął do góry by stanął na równe nogi i
rzucił go o ścianę. Draco trząsł się cały. Był przerażony
tak jak i ona. Na jego twarzy było widać ból i strach. On
cierpiał. Clary nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo on
cierpiał.
oto kolejny rozdział :)
mam nadzieje, ze się spodoba
mam pomysł na historię, teraz będzie się działo 3 razy więcej ;**
zachęcam czytelników, którzy są na bieżąco z nowymi rozdziałami tutaj: ,,Walka"
dowiecie się tam wiele ciekawych rzeczach o nadchodzących rozdziałach :)
Coraz ciekawiej! :)
OdpowiedzUsuń