wtorek, 13 sierpnia 2013

XXXV „Voldemort cz. 3”


kolejny rozdział o Lordzie Voldemorcie :)
mam nadzieje, że się spodoba <33



  - Zawiódł byś mnie - powiedział już ciszej Voldemort. - Zawiódłbyś mnie niesamowicie.
           Podszedł do Malfoya gwałtownie i pociągnął do góry by stanął na równe nogi i rzucił go o ścianę. Draco trząsł się cały. Był przerażony tak jak i ona. Na jego twarzy było widać ból i strach. On cierpiał. Clary nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo on cierpiał.
  - A teraz omówimy inne sprawy Draco. Jak ta dziewczyna.
           Draco gwałtownie spojrzał na Clary. Już prawie płakał.
  - Clary Malone prawda?
           Clary wpatrywała się w niego z obrzydzeniem na twarzy. Co on zrobił Draconowi!! Nie mogła znieść tej myśli, ze Voldemort go skrzywdził, ze go torturował zaledwie dwie minuty temu. Teraz zmierzał w jej stronę.
  - Mądra, piękna i odważna dziewczyna.
           Był już prawie przy niej. Lecz nagle stanął. W tym miejscu gdzie leżał pierścień. Na jego twarzy dostrzegła... zdziwienie?
  - A niech mnie...
           Podniósł pierścień i przyjrzał się mu z bliska.
  - Skąd go masz?!?!?
           Dostał szału. Podszedł do niej tak szybko, że ona nie zdołała nawet zorientować się w sytuacji. Zaczął nią szarpać a w ostateczności uderzył o ścianę tak, ze Clary zgięła się z bólu. Czarny Pan wymierzył w nią różdżką.
  - Skąd go masz!!! - Nie tylko mierzył nią różdżką, ale Clary poczuła, ze się dusi.
  - Mam go - ledwo udało się jej to powiedzieć.
           Mierzył ją swoim śliskim wzrokiem. Clary poczuła ogromny gniew w sobie, że nabrała sił by powiedzieć mu wszystko.
  - Mam go od urodzenia, on jest mój - warknęła.
           Nagle ku jej zdziwieniu Voldemort puścił ją i Clary upadła na ziemie. Draco zaczął czołgać się w jej stronę. Udało mu się, ale chwycił tylko jej rękę. Dziewczyna zobaczyła jak bardzo jest poraniony.
           Spojrzała na Voldemorta a on ponownie obrócił się w ich stronę.
           Zaśmiał się głośno, tak bardzo, ze przeszły ją ciarki. Co się dzieje? O co chodzi? Co z tym pierścieniem nie tak? Czemu tak się tym przejął? Czy to będzie już koniec? Czy właśnie nadszedł jej koniec?
           Voldemort podszedł powoli do niej i schylił się tak by spojrzeć jej w oczy. Ponownie się zaśmiał. Clary jednak nie wiedziała o co chodzi. Co się teraz z nią stanie? Co dalej będzie?
  - Clary?
           Draco również nie orientował się w sytuacji.
  - Wreszcie cię znalazłem - powiedział Voldemort. A Clary poczuła się jakby wbito jej nóż w serce. Co? Co znaczy, że ją wreszcie znalazł? - Nie sądziłem, że to nadejdzie, ale jednak! I to sama przyszłaś do mnie!
           Śmierciożercy zaczęli podnosić się z ziemi. Patrzyli się na nich z oszołomieniem, jakby się   tego nie spodziewali. Jakby byli zaskoczeni równie mocno jak Voldemort.
  - Panie - zaczął Macnair. - Czy to ona? Czy to jest to dziecko?
  - Owszem.
  - Jakie dziecko? O co chodzi - pytał się Greyback.
  - Widzisz Czarny Pan ufa ci na tyle, żeby ci nie mówić o tym - warknął z satysfakcją Snape.
  - Dosyć!!! - powiedział Voldemort.
           Wszyscy zamilkli.
  - Oto panowie przedstawiam wam Clary. Prawnuczkę Morfina Gaunta.
           Śmierciożercy uśmiechnęli się od ucha do ucha, oprócz Snape'a.
           Clary była sparaliżowana. Co to ma znaczyć!? Kto to w ogóle jest?
  - Kim... kim on jest!!!? - krzyknęła Clary.
           Voldemort pokiwał głową.
  - Niegrzeczna dziewczynka. Nie tak się odzywa do rodziny.
           Uśmiechnął się szeroko i zawył.
  - Morfin, to brat mojej matki Clary - powiedział i jeszcze bardziej się zaśmiał.
           Jak to jest możliwe!? Jest spokrewniona z Czarnym Panem. Nie mogła się ruszyć, nie mogła wstać ani nic mówić. Prawie nic nie widziała i nie słyszała. To był dla niej szok. Zluźniła uścisk dłoni Dracona. Miała mrok przed oczami, zaraz chyba zemdleje. Tej wieści nie mogła do siebie dopuścić, to było niemożliwe. To było niemożliwe!
  - I co ja mam z tobą zrobić? - spytał się Voldemort, widać było jak bardzo to go bawi.
           Czy teraz ją zabije? Czy to już koniec? Może odejść w spokoju tylko wtedy, gdy dowie się czegoś o rodzicach. Ponownie odzyskała mowę.
  - A rodzice? - Zerwała się z podłogi, zignorowała ból. - Co z nimi!?
  - Ellie i Sage mieli się dobrze - zażartował Dołohow. - Dopóki nie musieliśmy się ich pozbyć.
  - Co? - szepnęła Clary.
  - Oh nie rób takiej nadąsanej miny bo mi się chce płakać - powiedział Greyback. - Zaraz nie! Mnie się chce śmiać!
           Wilkołak zaśmiał się głośno razem z Dołohowem, Voldemort również zawył swoim śmiechem.
  - Ellie i Sage - powiedziała do siebie cicho Clary. - Ciekawe jacy byli.
  - A teraz trzeba cię zabić - powiedział Greyback i ruszył w jej stronę.
           Clary krzyknęła i przewróciła się na ziemie.
  - Nie!  - krzyknął ktoś bardzo cichym i chrapliwym głosem.
  - Draco - szepnęła Clary. - Nie.
           Chłopak wstał i stanął na drodze śmierciożercy. Ten gdyby tylko chciał mógłby powalić go jedną ręką. Chłopak był słaby, wykończony. On ledwo żył! Mimo to cały czas myślał tylko o Clary, nie o sobie. Ona był najważniejsza, nie on. Dla niej zrobi wszystko. Nawet da się zabić.
  - Nie zabijemy jej Greyback - powiedział Snape.
  - A to niby dlaczego?!
  - Panie? - Spojrzał w stronę Voldemorta.
  - To nie ten czas mój drogi przyjacielu – powiedział do wilkołaka. - Ellie i Sage musieli zginąć. Niestety nie z mojej ręki, ale liczą się efekty prawda?
           Dołohow i Macnair zaśmiali się głośno. To oni na polecenie Czarnego Pana poszukiwali rodziny Gauntów. Z oczekiwanym sutkiem oczywiście.
  - Nie ty Greyback - powiedział czarnoksiężnik i uśmiechnął się ślisko. - Wiem, że nie zostałeś poinformowany, ale kto inny zajmie się dziewczyną.
           Greyback był zdezorientowany. O co chodzi? KTO ma się nią zająć jak nie on?! Jest najlepszy w fachu zabijania. Ma to we krwi! Po to się urodził! By zapijać, mordować, ranić, niszczyć i palić!
           Zza drzwi było słychać krzyki. Jakiś mężczyzna.
           Voldemort się głośno zaśmiał a z nim Dołohow.
  - On już wie - powiedział do Czarnego Pana. - Wpuścić go?
  - Tak! O tak!
           Greyback usunął się w cień. Chciał dowiedzieć się więcej o tej sytuacji więc postanowił tylko się przyglądać.
           Snape ledwo zdążył otworzyć drzwi a do salonu wbiegł mężczyzna. Był dość młody i wysoki. Za nim wbiegło jeszcze paru śmierciożerców.
  - Panie - powiedział jeden z nich. - On nie chciał słuchać. Mamy go przymknąć?
  - Nie - powiedział Czarny Pan. - nie trzeba, właśnie o nim wspominaliśmy.
           Ponownie spojrzał na Clary, która nic z tego nie rozumiała. Przybyły chłopak też się jej przypatrywał jakby ze strachem, niedowierzaniem, ale również jakby ulgą.
  - Clary? - powiedział chłopak o blond włosach.
           Zbliżył się do niej na parę kroków.
  - O matko! - do pokoju weszła Bellatrix. - Zabierzcie ich stąd! Wyrzućcie ich na dwór ale już!
           Kilku śmierciożerców pochwyciło chłopaka i zaczęło go ciągnąć w stronę wyjścia. Dołohow gwałtownie podszedł do Clary i szarpnął ją tak, że krzyknęła z bólu.
  - Nie! Zostaw! - krzyknął blond chłopak.
           Śmierciożerca ciągnął ją prawie po ziemi. Zdążyła jeszcze raz spojrzeć na Dracona, który również nie wiedział co się dzieje. Powiedział do niej bezgłośnie: „Kocham cię”. Na pewno tak powiedział! Ona to widziała! Ona też go kocha! Wszystko będzie dobrze.
  - No Malfoy, pogadamy sobie teraz - powiedział Macnair. - Czarny Pan chce wiedzieć...
           Więcej Clary już nie usłyszała. Śmierciożerca ciągnął ją tak jak tamtych dwóch ciągnęli tego nieznajomego chłopaka. Cy tamten też jest śmierciożercą? Jeśli tak, to czemu traktują go tak samo? Czy on też zdenerwował czymś Voldemorta, tak jak ona tym pierścieniem?
           Tego się jednak nie spodziewała, zostawili ich samych oboje na zewnątrz. Pewnie chcieli wrócić do Czarnego Pana, zobaczyć jak będzie znów torturował Dracona. Na samą myśl ciarki ją przeszły i zrobiło się jej niedobrze, kiedy przypomniała sobie o krwawych ranach ukochanego. Clary leżała na ziemi i wpatrywała się w ziemie. Nie była w stanie ustać na nogach. Panowała cisza, była to miła odmiana tych wszystkich złych rzeczy, które przydarzyły się jej w ostatnim czasie.
  - Clary? To naprawdę ty?
           To ten chłopak. Odwróciła się w jego stronę. Stał w bezruchu i się w nią wpatrywał tymi wielkimi, pięknymi, szarymi, oczami. Miała dziwne przeczucie, że są jej znane. Już kiedyś je widziała? Ale gdzie? Kto ma takie oczy?
           Nic nie powiedziała. Postanowiła wstać z ziemi, by lepiej mu się przyjrzeć, a później wypytać się o wszystko co tu się wydarzyło. Dlaczego jeszcze żyje?! Czy to jest prawda, że jest krewną samego Voldemorta? Czy naprawdę jej rodzice nie żyją. Łzy pojawiły się w jej oczach. Dziewczyna jednak zorientowała się, że to nie na wspomnienie o rodzicach, tylko przez ból w jej lewej nodze. Chyba miała ją złamaną, a przynajmniej skręconą.
  - Uważaj - powiedział chłopak. Wyciągnął do niej ręce jakby chciał jej pomóc, ale zaraz je cofnął. - Przepraszam, nie powinienem.
  - W porządku - powiedziała powoli Clary. Musi być ostrożna, nic o nim nie wie przecież. Nie wie kim jest.
           Widać było jednak, ze on dokładnie wie kim ona jest. Ale skąd? Kim on jest?
  - Co się stało? - spytała się dziewczyna, miała zachrypnięty głos. To pewnie z przemęczenia. Ale nie może pokazać mu, że jest słaba. Może do chwili, aż się dowie kim on jest i po czyjej stoi stronie. Czy on może coś jej zrobić? - Czemu ja... nadal żyje?
           Syknęła z bólu, naprawdę miała złamaną nogę, ale się nie podda. Twardo będzie stała i rozmawiała z nim, dopóki wszystkiego się nie dowie.
  - Nie zginiesz - oznajmił.
  - Ale dlaczego?! I kim ty jesteś?!
  - Clary, spokojnie - podniósł ręce do góry. Chciał jej pokazać, że nic jej nie zrobi. - Uwierz mi, że jestem ostatnią osobą, która miałaby ci cokolwiek zrobić.
  - Kim ty jesteś?! - Clary nie dawała za wygraną.
           Chłopak uśmiechnął się lekko. Ale czemu? Co go tak rozbawiło? Co znowu takiego powiedziała? Jakim prawem on się uśmiecha, gdy wszyscy cierpią?! Ona już ledwo stoi, Draco teraz pewnie krzyczy z bólu. Voldemort nie da za wygraną, póki nie da mu nauczki.
  - Zawsze byłaś taka zadziorna. Mała Clary.
           Co? Jak to „zawsze”? Kiedy to on ją niby widział? Skąd on ją zna? Czyżby ją obserwował?
  - Coś ty za jeden? - powtórzyła ostro Clary.
           Chciała zachować groźną minę, ale jej nie wyszło. Nie mogła, gdy tylko patrzyła się w te jego oczy. Gdy je widziała w jej sercu panował spokój. Ale dlaczego?
  - Chcesz wiedzieć kim jestem? Skąd cie znam? - pytał się chłopka powoli zbliżając się do niej.
           Clary kiwnęła głową. Jakoś już nie czuła strachu, ból się zmniejszył.
  - Ty też mnie znasz Clary, tylko musisz pomyśleć, przypomnieć sobie. - Podszedł do niej jeszcze bliżej Pamiętasz mnie?
           Patrzyła się w jego oczy. Tak. Zna te oczy. Już wie do kogo należą. Kto ma identyczne oczy.
  - Jesteś...
           Nie mogła w to uwierzyć. Czy to naprawdę się dzieje?
  - Tak Clary, a może raczej, Moja Mała Clar. - Uśmiechnął się do niej. - Jestem...


Ciąg dalszy nastąpi....   już 16 sierpnia !! :)

jako, że wtedy obchodzę swoje urodziny, chętnie wysłucham waszych oczekiwań co do dalszego ciągu  opowiadania. Wszystko to już 16 sierpnia  !!! <333

1 komentarz:

  1. Nadal jestem ciekawa kto to jest :) A moje oczekiwania znasz, hehe :P
    Świetny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń

Dziękuje za każdy komentarz ;**