- Jak jeszcze raz coś ci się stanie to odeślę cie do domu - powiedziała do niej z lekkim uśmiechem profesor Sprout. - Ale wszystko w porządku?
Pokiwała głową. Była bardzo osłabiona, nie miała nawet siły by podnieść się z łóżka.
- To dobrze.
Nauczycielka wyszła i Clary została sama.
Leży w skrzydle szpitalnym, pewnie Alan ją tutaj przyniósł po tym jak zemdlała. Ale czemu tak się stało? Już pamięta. Starała sobie przypomnieć.
- Mamo?! Tato?!
Pamięta. Niewiele, ale jednak. Przed oczami ma ich twarze. Czy to jest możliwe, że pamięta wszystko tak dokładnie? Czy to wiąże się z mocą?
Byli tacy uśmiechnięci tego dnia. Tacy radośni.
Te starania nie poszły na marne, nie przypomniała sobie dużo, ale pamięta. Wie jak wyglądają. To było równie cudowne jak spotkanie po tylu latach znowu Masona.
Łzy napłynęły jej do oczu. Tak bardzo za nimi tęskni, dlaczego nie żyją?! Smutek przeraził się w złość. Mimo tego nadal płakała. Nie może tak tu bezczynnie siedzieć. Przecież musi coś zrobić. Najpierw jednak chce się zobaczyć z Cedrikiem. Nie widziała go od wczorajszego poranka. Nim ruszyła na poszukiwania Alana spędziła z nim bardzo cudowne chwile.
* * * *
Tamtego dnia
Zeszła do pokoju wspólnego. Było dość wcześnie. Myślała, że jeszcze wszyscy śpią, a na śniadanie było jeszcze za wcześnie, zwłaszcza, że była sobota.
- Gdzie tak pędzisz?
Jednak nie była sama. To Cedrik, siedział w fotelu naprzeciwko kominka i czytał książkę. To była chyba książka z Eliksirów. Profesor Slughorn był dobrym nauczycielem, ale mimo pozorów był bardzo wymagający. Już w poniedziałek mieli zaliczenie z ważenia substancji dzięki której przedmioty potrafiły zmieniać swój kolor. Ten wywar posiadał skomplikowaną recepturę, więc należało zapoznać się z nią o wiele wcześniej by być już przygotowanym. Cedrik wyraźnie chciał zostać z tego dobrą ocenę.
Kiedyś planował pracować w ministerstwie więc potrzebował jak najlepszych ocen z eliksirów, obrony przed czarną magią i zaklęć.
- Chciałam spotkać się z przyjacielem - powiedziała.
- A, ten z Ravenclaw?
Co? Kto? Miała na myśli Alana, ale on nie zna Alana. Pewnie chodziło mu o Gale'a. Ale dobrze, że tak pomyślał. Przynajmniej nie będzie musiała wymyślać innego kłamstwa. Miała już tego dość, bardzo chciała mu wszystko opowiedzieć, ale nie mogła. Chciała, żeby chociaż wiedział w jakim jest niebezpieczeństwie przez nią. Jeśli Czarny Pan dowiedziałby się o nim, mógłby w jakiś sposób jej zagrozić, tak jak wcześniej groził innym. Nie mogłaby go utracić.
- Tak, nazywa się Gale Peverell. Kiedyś się przyjaźniliśmy, mieszkaliśmy razem w sierocińcu.
Chłopak skinął głową. Wiedział, że dziewczyna jest sierotą i do tego jedynaczką. Wiedział, że mieszka razem z ciocią Betty. Chociaż nie jest jej prawdziwą rodziną.
Odłożył książkę na bok i podszedł do niej,
- Musisz iść?
Uśmiechnął się lekko. Clary kochała ten jego nieśmiały uśmiech. Był taki cudowny. Od razu poprawił się jej humor. Teraz już wszystko nie miało znaczenia, Alan może poczekać, przecież nigdzie nie zniknie. A ona pragnęła być teraz tylko z Cedrikiem.
Przytuliła się do niego. Tak bardzo jej tego brakowało. Tyle wycierpiała, a on łagodził te wszystkie rany swoją osobą. Wystarczyło, że był przy niej.
- Nie, może poczekać - powiedziała po chwili.
On również przytulił ją do siebie. Też był szczęśliwym Po tym wszystkim co ich spotkało, czuł, że mogą odbudować z Clary przyjaźń.
Od tamtego wieczoru w jego sypialni coraz częściej się spotykali by porozmawiać. Rozmawiali o tym jak oboje czują się w tej sytuacji. Dziewczyna starała się go przekonywać, że już go nie zawiedzie, kiedy tylko dostanie szanse. Wierzył jej. Tak mu się zdawało. W głębi duszy chciał jej wierzyć. Oboje jednak wiedzieli, że potrzeba czasu, by to wszystko odbudować - zaufanie. Ale Ced uważał, że byli na dobrej drodze.
- Śniło mi się coś dziwnego dzisiaj - powiedziała, po czym z uśmiechem spojrzała na niego.
- Co takiego?
Oboje usiedli na kanapie przy kominku. Pierwszy raz od rozstania z Masonem czuła się naprawdę szczęśliwa. Miała przy sobie Cedrika, jej pierwszą miłość.
- Byłam w szklarni profesor Sprout, a tam Snape razem z profesorem Flitwickiem układali plan ataku na gabinet Dumbledora.
- Naprawdę?
Cedrik nie mógł opanować śmiechu. Dla nich obojga wydawało się to bardzo zabawne.
Rozmawiali z dobrą godzinę. Później razem poszli na śniadanie, a później do biblioteki by wypożyczyć dla Clary książkę z receptą na wywar na eliksiry.
Przez te wyjątkowo dziwne święta w domu Alana, Clary nie miała nawet czasu bu udać się po podręczniki na drugi semestr. Nikt z nich o tym nie pomyślał, nawet Mason.
Przed obiadem Ced postanowił iść się pouczyć w samotności, dla Clary był to odpowiedni moment, by znaleźć Alana.
- Gdzie tak pędzisz?
Jednak nie była sama. To Cedrik, siedział w fotelu naprzeciwko kominka i czytał książkę. To była chyba książka z Eliksirów. Profesor Slughorn był dobrym nauczycielem, ale mimo pozorów był bardzo wymagający. Już w poniedziałek mieli zaliczenie z ważenia substancji dzięki której przedmioty potrafiły zmieniać swój kolor. Ten wywar posiadał skomplikowaną recepturę, więc należało zapoznać się z nią o wiele wcześniej by być już przygotowanym. Cedrik wyraźnie chciał zostać z tego dobrą ocenę.
Kiedyś planował pracować w ministerstwie więc potrzebował jak najlepszych ocen z eliksirów, obrony przed czarną magią i zaklęć.
- Chciałam spotkać się z przyjacielem - powiedziała.
- A, ten z Ravenclaw?
Co? Kto? Miała na myśli Alana, ale on nie zna Alana. Pewnie chodziło mu o Gale'a. Ale dobrze, że tak pomyślał. Przynajmniej nie będzie musiała wymyślać innego kłamstwa. Miała już tego dość, bardzo chciała mu wszystko opowiedzieć, ale nie mogła. Chciała, żeby chociaż wiedział w jakim jest niebezpieczeństwie przez nią. Jeśli Czarny Pan dowiedziałby się o nim, mógłby w jakiś sposób jej zagrozić, tak jak wcześniej groził innym. Nie mogłaby go utracić.
- Tak, nazywa się Gale Peverell. Kiedyś się przyjaźniliśmy, mieszkaliśmy razem w sierocińcu.
Chłopak skinął głową. Wiedział, że dziewczyna jest sierotą i do tego jedynaczką. Wiedział, że mieszka razem z ciocią Betty. Chociaż nie jest jej prawdziwą rodziną.
Odłożył książkę na bok i podszedł do niej,
- Musisz iść?
Uśmiechnął się lekko. Clary kochała ten jego nieśmiały uśmiech. Był taki cudowny. Od razu poprawił się jej humor. Teraz już wszystko nie miało znaczenia, Alan może poczekać, przecież nigdzie nie zniknie. A ona pragnęła być teraz tylko z Cedrikiem.
Przytuliła się do niego. Tak bardzo jej tego brakowało. Tyle wycierpiała, a on łagodził te wszystkie rany swoją osobą. Wystarczyło, że był przy niej.
- Nie, może poczekać - powiedziała po chwili.
On również przytulił ją do siebie. Też był szczęśliwym Po tym wszystkim co ich spotkało, czuł, że mogą odbudować z Clary przyjaźń.
Od tamtego wieczoru w jego sypialni coraz częściej się spotykali by porozmawiać. Rozmawiali o tym jak oboje czują się w tej sytuacji. Dziewczyna starała się go przekonywać, że już go nie zawiedzie, kiedy tylko dostanie szanse. Wierzył jej. Tak mu się zdawało. W głębi duszy chciał jej wierzyć. Oboje jednak wiedzieli, że potrzeba czasu, by to wszystko odbudować - zaufanie. Ale Ced uważał, że byli na dobrej drodze.
- Śniło mi się coś dziwnego dzisiaj - powiedziała, po czym z uśmiechem spojrzała na niego.
- Co takiego?
Oboje usiedli na kanapie przy kominku. Pierwszy raz od rozstania z Masonem czuła się naprawdę szczęśliwa. Miała przy sobie Cedrika, jej pierwszą miłość.
- Byłam w szklarni profesor Sprout, a tam Snape razem z profesorem Flitwickiem układali plan ataku na gabinet Dumbledora.
- Naprawdę?
Cedrik nie mógł opanować śmiechu. Dla nich obojga wydawało się to bardzo zabawne.
Rozmawiali z dobrą godzinę. Później razem poszli na śniadanie, a później do biblioteki by wypożyczyć dla Clary książkę z receptą na wywar na eliksiry.
Przez te wyjątkowo dziwne święta w domu Alana, Clary nie miała nawet czasu bu udać się po podręczniki na drugi semestr. Nikt z nich o tym nie pomyślał, nawet Mason.
Przed obiadem Ced postanowił iść się pouczyć w samotności, dla Clary był to odpowiedni moment, by znaleźć Alana.
* * * *
Clary leżała na łóżku z Skrzydle Szpitalnym. Złość ją nie opuszczała.
- Nie będę tu sama siedzieć.
Wstała z łóżka, ale nie był to do końca dobry pomysł. Od razu upadła na ziemię. Nie miała siły nawet wstać. Kamienna posadzka była bardzo zimna, ale dzięki temu mogła myśleć jasno. Usiadła i ponownie rozglądnęła się dookoła. Coś było nie tak. Było o wiele jaśniej niż zwykle. Która godzina? I dlaczego na zewnątrz nie ma już śniegu!
- To niemożliwe!
Mimo osłabienia wstała z ziemi i doczołgała się do okna. Na zewnątrz nie było już śladu zimy. Ile czasu była nieprzytomna?
- Oh Clary, powinnaś leżeć.
Odwróciła się i zobaczyła, że w drzwiach stał Alan.
- Ile spałam? Powiedz mi.
- Prawie cztery tygodnie.
Co?